niedziela, 8 lutego 2015

Tam gdzie cisza może sprawiać ból

Wróciłam własnie z rekolekcji.
Piękny, cichy (aż do bólu) zakątek, z luksusowym chłodnym pokojem i skromną kaplicą. Grupa około 30 rekolektantów i ksiądz rekolekcjonista z bogatą, usłaną cierpieniem historią.
Co wyniosłam?
Nie, nie katar - droga Pani-Koleżanko ze stolika w reflektarzu, która nie byłaś na żadnych konferencjach czy spotkaniach przy kominku.
Moje życie, tak od października mniej więcej to była droga pod prąd z powodu pewnego nieporozumienia. Zrodziły się w sercu nieprzyjemne uczucia, że kogoś skrzywdziłam, że to, co robię, robię źle chociaż staram się jak mogę... Zrobiła mi się rana na sercu i chociaż omodliłam tą sprawę i trwałam blisko Jezusa to ta rana ropiała w sercu. Cała sprawa została wyjaśniona jeszcze przed Bożym Narodzeniem, ale jeszcze trzeba było się tej ropy pozbyć.
Kokoszyce. Rekolekcje z wielką przewagą Ciszy. Konferencje, modlitwy, aż nadszedł czas spowiedzi. Poczytałam sobie, żeby się dobrze do spowiedzi przygotować, nową książeczkę z rachunkiem sumienia. Wzbudziłam w sercu żal. Żal, taki który nie polega na uczuciu, ale na postawie, że coś mnie przed Bogiem blokuje i nie mogę się w pełni cieszyć Jego obecnością w moim życiu. Ciągle jest coś, co mi Go zasłania, chociaż grzechów ciężkich nie mam. Wyczytałam trochę o żalu doskonałym i niedoskonałym. Pomyślałam przez chwilę jak to jest u mnie. Czy ja tęsknię za Bogiem i chcę się wyspowiadać, żeby odnowić z Nim relację? - żal doskonały. Czy ja chcę iść do spowiedzi po to, żeby w razie śmierci - do nieba się dostać, a nie do piekła? - żal niedoskonały. Bo tam, żal doskonały, chcę odbudować relację z Bogiem, który mnie kocha nad życie, a tu, żal niedoskonały, boję się o moją przyszłość i lepiej się zabezpieczyć - wyspowiadać i mieć cień nadziei, że Bóg mnie zechce w niebie przygarnąć.
Wybaczył mi Bóg to, co zrobiłam źle i nie tak. Z czystym sercem wróciłam do domu. Już ropa zebrana, rana oczyszczona i wygojona jakby leczona w komorze hiperbarycznej.
Wystarczy tylko Bóg. Jezus dotknął mnie ponownie. Uzdrowił moje serce. Wróciłam i piszę na świeżo co się tam działo... W tym Domu, gdzie było moje miejsce. Gdzie Jezus przygotował dla mnie pokój i gdzie mnie nakarmił do syta. Czuję się teraz jak źrebak nowo narodzony, który na takich silnych, ale jeszcze koślawych nogach próbuje stanąć obok matki. Jak się odnajdę w rzeczywistości?
Dostałam narzędzia do tego, aby się odnaleźć szybko i aby prowadzić innych, tak jak mnie do tego Bóg już wcześniej powołał.
Takim moim osobistym odkryciem na tych rekolekcjach było dostrzeżenie problemu, że jestem takim niesfornym uczniem Jezusa. Narzekam, że nie wychodzi mi Namiot Spotkania, że ciężko mi się modlić na kolanach, że nie widzę Boga w moim życiu, że Jezus się gdzieś schował przede mną i nic do mnie nie mówi, że... Odkryłam, że Jezus czeka na moje wyciszenie. czeka na ten moment kiedy będę gotowa żeby Go usłyszeć i przyjąć Jego Słowo. Robię to samo na lekcjach. Kiedy uczeń rozmawia to nie ma sensu, żebym ja mu wygłaszała katechezę, bo on jest nastawiony na mówienie, a nie słuchanie. Moim zadaniem jest zamilknąć i dopiero zapatrzeć się w Mistrza i posłuchać Jego cichego, subtelnego, kojącego głosu poruszającego skamieniałe serce do miłości pięknej i czystej. Tego głosu, który potrafi przetopić lody serca. Który wskazuje drogę i który mówi mi konkretnie co robić w życiu.
Zrodziło się w moim sercu pragnienie, aby poznać Jezusa. Po tylu latach służby Jemu i nauki o Nim. Pojawia się ta myśl - Jezu - nie znam Ciebie jeszcze. Już zapomniałam jaki jesteś. Już zapomniałam co robisz. Już nie wiem jak brzmi Twój głos w moim sercu. Rozpędziłam się w życiu, narobiłam bałaganu, wyhamowałam i Ciebie nie widzę. Jesteś dla mnie obcy i pora Cię poznać bliżej. Umówić się na kilka randek z Tobą.
Dziękuję Bogu za ten czas. Nasz Bóg jest wielki, potężny, a jednocześnie czuły i delikatny. Szanuje naszą wolność i nie robi nam nic na siłę. Jemu chwała i cześć i uwielbienie. Amen.