niedziela, 18 grudnia 2011

Nadchodzi! Jest coraz bliżej! Szykuj się!

Coraz bliżej święta. 
Coraz mniej czasu na sprzątanie, zakupy... 
Coraz mniej czasu na przygotowanie serca!
W tym roku święta spędzamy w domu, 
to do nas przyjadą Goście. 
Jest więc tyle do zrobienia, 
aby w te dni wszystko było dopięte na ostatni guzik. 

Trzeba przygotować dom dla Gości.
Trzeba przygotować serce dla Nowego Mieszkańca. 
Bo przecież Chrystus musi mieszkać z nami! 
Nie ma innej opcji :) 
A jest już coraz bliżej.
Czas nagli!

Jak się sprząta i robi zakupy, tego nikomu mówić nie będę. Każdy ma swoje nawyki i przyzwyczajenia. Powiem tylko, co można zrobić w tym ostatnim tygodniu adwentu, aby lepiej się przygotować na Boże Narodzenie. 
Już teraz zrób rachunek sumienia z adwentowych postanowień. Były w ogóle? Jak wychodzi ich realizacja? Może trzeba się jeszcze bardziej wysilić? A jak tam Msza Święta? Jeszcze jest okazja by na nią pójść. A jak już będziesz w kościele to skup się na tym, co tam się dzieje. Rozważ każde słowo księdza i głośno mu odpowiedz. Usłyszysz wtedy siebie samego i będziesz mógł lepiej zrozumieć Eucharystię. 
A lektura Pisma Świętego? Jeśli nie masz czasu na otwarcie świętej księgi to może warto zapisać się na http://www.lcwords.com/ ? Będziesz wtedy odstawać codziennie maila z cytatem do rozważenia. 
Różaniec. Wiem, to nie październik, a różaniec jest długi i nudny... I co on w ogóle ma wspólnego z Bożym Narodzeniem? Jeśli zaczniesz rozważać różaniec, a nie klepać, to całą modlitwę bez problemów odmówisz w ciągu 20 minut. W dodatku, jeśli nie masz, w ciągu dnia 20 minut, to rozważanie tajemnic różańca pomoże Ci podzielić modlitwę na kawałki i będziesz mógł odmawiać ją z przerwami. Np. dziesiątka w drodze do pracy, druga dziesiątka podczas przerwy, bo przecież czasem trzeba se dychnąć :) Potem trzecia dziesiątka podczas powrotu... i tak zostaje już niewiele do odmówienia. Na zachętę dodam, że są tacy zapaleńcy, którzy w ciągu dnia odmawiają różaniec 4 razy - aby każdego dnia rozważyć wszystkie 4 tajemnice ;) Ach, jak pomocne są konkretne intencje... one najbardziej mobilizują do modlitwy. Jeśli nie wiesz, o co i za kogo się modlić (chociaż jak się zastanowisz to znajdziesz masę spraw, które możesz powierzyć Bogu...) to zajrzyj tu: Intencje modlitewne na grudzień 2011 

Wysil się. 
Bliskie jest Królestwo Boże! 
Nie lękaj się, tylko bierz za siebie :) 
Nawracaj się i wierz w Ewangelię.  

piątek, 9 grudnia 2011

Wykopalisko

Zdarza mi się czasami wspominać różne dawne dzieje. I tak też dziś, trochę z nudów, trochę z ciekawości wyszperałam w necie mój dawny ukochany boysband - Backstreet Boys`ów. Ciekawa czy jeszcze w ogóle istnieją znalazłam ich stronkę, z której wynika że z pięciu zostało ich czterech. Znalazłam też coś, co mnie w pewien sposób przeraziło. Chodzi mi o ich koncertowe show z 1999r:

http://www.youtube.com/watch?v=JGxJ7xbZqh4

Na początku zawiało nudą. Łażą wokół sceny jak jakieś roboty, Kevin czasem kiwa głową, jakby chciał dać znać pozostałym, że ruszają dalej - tylko pozostali patrzą w tą samą stronę co Kev, więc nie wiem po co to... Druga rzecz - ich stroje... dresy na nogach a nad nimi jakieś kosmiczne napierśniki. Rozbawiło mnie to. Jednak to co widać w okolicy czasu 3:22 sprawiło, że moja opinia o grupie i o całej takiej popowej inicjatywie przeszła swoje trzęsienie ziemi. Ten fragment koncertu otworzył mi oczy. Mając te kilkanaście lat i zachwycając się piątką mniej lub bardziej przystojnych kolesi z Florydy, pewnie bym nie uwierzyła, że mają cokolwiek wspólnego z... szatanem. A na tym filmiku widnieje jak podpis - czerwono na czarnym kształt pentagramu. Może ktoś uznać, że się czepiam i szukam dziury w całym. Proszę jednak zauważyć, że jedynym źródłem wiedzy o tego typu zespołach, dla kogoś kto wychowywał się bez kablówki, porządnej satelity, nie wspominając o internecie... były gazety: bravo i popcorn. Czyli czasopisma, które zakłamują obraz prawdziwej miłości i promują jej imitację.
Ja dziękuję bardzo za taką miłość, która trwa przez tydzień, a ograbia nas z dziewictwa, zaufania do drugiej osoby i jeszcze wprowadza nieopisany lęk przed przedwczesną, niechcianą ciążą i uczy drastycznej w skutkach antykoncepcji.
Dzięki Bogu to czego się naczytałam za "dziecka" z tych gazet potrafiłam odpowiednio ocenić i nie poszłam za ich głosem. Teraz żyję z Chrystusem szczęśliwa i spokojna o przyszłość. I mówię szatanowi: Nie! Nie masz prawa do mego serca! Zajęte jest przez autentyczną Miłość. 

czwartek, 3 listopada 2011

Jabłko

- Mamo... kupisz mi jabłko? - Zapytała mała Gabrysia.
- Przejdź się do babci, u niej jest ich dużo, bo jabłonki obrodziły w tym roku. - Powiedziała mama. Babcia mieszkała po sąsiedzku i Gabrysia mogła do niej sama chodzić.
- Mamo, ale wiesz, że te jabłka od babci są takie brzydkie, robaczywe! Ja chcę takie ładne jabłko za sklepu! Słodziutkie, a nie kwaskowate! - Zaczęła się dąsać dziewczynka. Wtedy do rozmowy włączył się tata.
- Skarbie, to, że jabłko jest robaczywe, oznacza, że to jabłko jest zdrowe, nie pryskane środkami chemicznymi. Urosło tylko i wyłącznie z Bożą pomocą. Tak jak kiedyś w raju. Panu Bogu nie były potrzebne piękne jabłka, ale zdrowe owoce. - odpowiedział córce.
- No dobrze, rozumiem. Faktycznie, robaki byle czego nie jedzą. Ale jabłka babci są kwaśne i twarde, a Małgosia przyniosła do przedszkola ostatnio takie miękkie, słodkie jabłka, dla wszystkich. Ja też chcę takie pyszne!
- Przynieś, córciu kilka tych twardych jabłek, a ja już coś wymyślę. - powiedziała z szerokim uśmiechem mama. Gdy Gabrysia wróciła miała dwie siatki - w jednej jabłka a w drugiej marchewki. Dała siatki mamie i pobiegła do taty. Mama zrobiła sałatkę z marchewki i jabłka, doprawiła całość szczyptą cukru i cała rodzinka zajadała te pyszności. Mała Gabrysia z pustą miseczką podbiegła do mamy.
- Mogę prosić o dokładkę? Teraz już wiem, po co Pan Bóg stworzył tyle różnych jabłek! Jabłka Małgosi nie pasowałyby do tej sałatki, bo była by za słodka!

poniedziałek, 24 października 2011

Gdzie kończy się rozum - zaczyna się wiara

Już któryś raz próbuję coś tu napisać sensownego, mądrego... Tyle myśli kłębi mi się w głowie, że trudno je pozbierać i poukładać w post... Ale dzielnym trzeba być :)

Przeczytałam ostatnio kilka mądrych książeczek. Jeżdżę teraz dużo autobusami, więc mam na to czas. A że książeczki są branżowe, to też o takich sprawach piszę.

Eucharystia
oznacza dziękczynienie. 
Eucharystią nazywamy także 
Mszę świętą, 
Hostię - Komunię świętą. 

Msza święta to jedno wielkie misterium, czyli tajemnica.
[nudny wstęp:] Przychodzimy do kościoła co niedzielę, odbębnić godzinkę, dla świętego spokoju sumienia i dla nie dawania nikomu powodów do plotek. Żyjemy w końcu w chrześcijańskim państwie i nie pójście na mszę odbiło by się echem... Chociaż są i tacy, którzy afiszują się tym, że nie chodzą do kościoła i mają tysiąc jeden argumentów na swoją obronę. Na wszystko, my Polacy, znajdziemy wymówkę i rozwiązanie. Msza święta jest tajemnicą sama w sobie, ale czy my sami nie powiększamy jej tajemniczości? Wbiegamy do świątyni razem z dzwonkami, jeśli nie razem z księdzem... Stajemy tak, aby ksiądz nas nie widział z ambony. Burczymy pod nosem odpowiedzi wykute na pamięć kiedyśtam, w dzieciństwie. Kiedy możemy sobie wygodnie usiąść, nareszcie jest czas na obmyślenie wszystkich nurtujących spraw z całego tygodnia. Taka godzinka wspomnień, co się działo, i refleksji, co by tu zrobić. A jak kazanie jest o polityce to można posłuchać, żeby się pobulwersować. Cieszymy się, że jakaś babcia z przodu zawsze pierwsza pokazuje kiedy trzeba wstać z siedzącej pozycji. O, ludzie idą na ofiarę - trochę świeżego powietrza dostaje się między ławki. Potem chwilę postać, czasem coś odburknąć i znowu poruszenie - dwa razy klęknąć i znowu spacerki (jeśli nie przepychanki) do Komunii. A ogłoszenia to już nie ważne, poczytamy w necie co nas obchodzi, więc już trzeba wyjść autko odpalić, żeby szybko wyjechać z parkingu.
A można by do tego podejść inaczej. [konkret:] Przyjdź na Mszę 15 minut przed rozpoczęciem. Usiądź blisko ołtarza, abyś dobrze widział co tam ksiądz robi i aby inni ludzie Ci nie przeszkadzali. Wyobraź sobie, że jest tam przy ołtarzu Pan - Jezus Chrystus, ten który umarł jakieś dwa tysiące lat temu i trzy dni później zmartwychwstał. Nawet jeśli nie wierzysz to wyobraźnię masz na tyle bujną, że dasz radę! Wypowiedz w sercu intencję - powiedz Bogu, czego chcesz. Następnie zastanów się co Ci nie wyszło ostatnio, w czym zawaliłeś i po prostu przeproś za to, że bardzo zgrzeszyłeś myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Przyznaj się otwarcie, że to Twoja wina - niestety czasem nawalamy. Tutaj przypomina mi się chrzest Jezusa w Jordanie. Jezus nie potrzebował wcale chrztu. Ale chciał być taki jak każdy Izraelita, normalny facet w tamtych czasach, który wierzył w Jednego Boga miał być ochrzczony, na znak zerwania z grzechem i przyjaźni z Bogiem. Tak samo Jezus, chociaż nigdy nie zgrzeszył - chciał pokazać, że nigdy nie zgrzeszy i jest wierny Ojcu. Jak będziesz śpiewał Chwała na wysokości Bogu to spróbuj zrozumieć każde słowo, abyś wiedział co śpiewasz. Wsłuchaj się w czytania, nie skupiaj się, na tym, że kantor fałszuje śpiewając psalm, ale posłuchaj tego dialogu w którym śpiewasz refren... Czytania to ten czas kiedy Jezus chodzi po Jerozolimie i Judei i naucza w synagogach i nad jeziorem... Posłuchaj też kazania. Poznaj zdanie księdza i jeśli się z nim nie zgadzasz - idź po mszy do niego i porozmawiaj z nim kulturalnie. To jest człowiek, którego Bóg wybrał, aby głosił Dobra Nowinę ludziom. Podejdź do niego wielkodusznie, a nie z pretensjami. A na mszy, po kazaniu - wyznaj wiarę. Jeśli nie wierzysz to wyrecytuj regułkę i zastanów się nad jej słowami. Następnie będzie modlitwa wiernych - czas, kiedy masz okazję sam osobiście o coś Boga prosić. Tylko się dobrze zastanów o co prosić. I nie bój się prosić - Bóg Twoją modlitwę usłyszy. Dalej, gdy ludzie siadają w ławkach a ministranci krzątają się przy księdzu pod ołtarzem, Twój Anioł Stróż zanosi przed oblicze Boga to wszystko z czym przyszedłeś na Mszę. Jak nic nie przynosisz, to jego dłonie są puste i cały się przed Bogiem rumieni ze wstydu. Nie rób obciachu swojemu stróżowi - daj Bogu cokolwiek - choćby podziękowanie za ten tydzień, który minął bez większych problemów. Dalszą część uważa się za nudną, bo to taki monolog księdza. Czasem trzeba się odezwać, przyklęknąć; ale na każdej mszy to samo, te same modlitwy, te same odpowiedzi - nuda i monotonia. Pamiętaj, że swoje problemy zostawiłeś przed drzwiami kościoła i teraz słuchasz uważnie tego księdzowego monologu. Musisz przecież wiedzieć o co on się modli w Twoim imieniu... Przeistoczenie. To taka droga krzyżowa - ofiara Jezusa za nasze grzechy. Jak kapłan podnosi Chleb - Ciało i Wino - Krew to patrzysz na Ukrzyżowanego konającego Boga. Przy słowach Oto Baranek Boży, który zgładził grzechy świata - widzisz zmartwychwstałego! Komunia. Kiedy byłeś ostatnio u spowiedzi? Możesz zjeść opłatek? Jeśli możesz, to ustaw się ładnie w kolejce, przyklęknij przed BOGIEM, który daje Ci się cały - tak się poniża, aby Cie uświęcić! Przyjmując Komunię - Zamykasz w swoim sercu tego, który stworzył ten świat i nad nim panuje. Jeśli nie możesz, bo trwasz w ciężkim grzechu (tzn. świadomym i dobrowolnym) to, żeby mi to był ostatni raz! Daruj sobie przychodzenie na mszę, jeśli nie jesteś otwarty na Chrystusa. Bo to nie ma sensu. To jak przychodzenie na wykłady jako wolny student. Przychodzisz, wiesz co się dzieje, ale nic z tego nie masz na przyszłość. Jezus nikogo nie wyrzuca z Kościoła, Jeszcze. Po Komunii jest uwielbienie. Oj, jak trudno wytłumaczyć co to jest to uwielbienie... Bo organista gra jedną pieśń i od razu przechodzimy do krótkiej modlitwy i ogłoszeń, na których robi się szum, bo niektórzy już wychodzą... Uwielbienie to nic innego jak wyrażenie swojej ogromnej radości, że mamy w sercu Boga! Że On żyje w nas! Że Bóg jest Miłością, której każdy człowiek tak łapczywie i zachłannie pragnie! To Bóg! To ta Miłość upragniona! Już nie na wyciągnięcie ręki, ale w samym sercu! Gdy to sobie uświadomisz - nie sposób nie uwielbiać. Wsłuchaj się w tą krótką modlitwę po Komunii. Posłuchaj ogłoszeń i poczekaj na błogosławieństwo i rozesłanie. Pragnij błogosławieństwa. Błogosławieństwo jest jak odbiór dyplomu zdobytego na studiach. Można obronić magisterkę, cieszyć się tytułem, ale bez papierka niewiele możemy zrobić. Potrzebujemy błogosławieństwa Bożego. Takiego zastrzyku szczęścia z esencji Miłości.

Hostia - Ciało Chrystusa. Wierzymy, że chleb przeistoczony w Ciało Chrystusa na Mszy nie zmienia już swojej istoty. Dlatego konsekrowane Hostie zamyka się w metalowych domkach - tabernakulum. Można rozdać konsekrowany Chleb na kolejnej Mszy, lub zanieść chorym. Można też opłatek umieścić w monstrancji i adorować Jezusa. Kiedyś w pewnym kościele skradziono kilkanaście hostii. Złodziej jednak oddał opłatki. nie było wiadomo, czy te konkretne Hostie są konsekrowane, czy nie. Zamknięto je z niekonsekrowanymi opłatkami w wilgotnej, ciemnej piwniczce kościoła. Zapieczętowano drzwi i po pewnym czasie komisyjnie zerknięto do środka. Hostie niekonsekrowane były całe spleśniałe. Hostie zwrócone - były białe, świeże, jakby dopiero wypieczone. Można je adorować do dziś.

Dziękczynienie. Ta, ciągle trwająca, liturgia, to umieranie i zmartwychwstawanie na każdej Mszy to jest dla nas okazja do życia z Jezusem, tak, jak żyli apostołowie i uczniowie Jezusa te dwa tysiące lat temu. Każda Msza ma nas uświęcać. Chociaż każda ma taki sam przebieg techniczny to my na każdej mszy jesteśmy inni. Mamy inne troski i problemy. Każdego dnia potrzebujemy Bożej łaski. Jezus dziękuje Ojcu, za nas, dziękuje nam, że jesteśmy z Nim, że chcemy współpracować z łaską. My uczestnicząc w pełni we Mszy dziękujemy Trojjedynemu Bogu, za całe dobro, którym nas obdarza.

Eucharystia to jedna wielka tajemnica, którą trzeba jak najczęściej rozgryzać i odkrywać na nowo. Dlaczego trzeba? Bo ona jest odpowiedzią na nasze wszystkie rozterki, pytania, trudności, potrzeby. 

niedziela, 11 września 2011

Miłość od pierwszego spojrzenia :)


Next level

Gdy ileś lat temu siedziałam w szkolnej ławce czasami zastanawiałam się, jak to jest z drugiej strony biurka. Mam za sobą dwie praktyki pedagogiczne, dwa miesiące samodzielnej pracy na zastępstwie, a teraz wypłynęłam na głębię - uczę religii w podstawówce na pełny etat. Odkrywam więc ten świat "z drugiej strony biurka".
Uczę dzieci w klasach od I do V. Treści, które mam im przekazać, dla mnie są bardzo proste, oczywiste. Tematy związane są z Eucharystią i Pismem Świętym. Dzieci często dzielą się doświadczeniami z życia, a następnie dowiadują się o prawdach wiary.
Przykład:
Temat: Jezus zaprasza na Mszę Świętą.
Sytuacja autentyczna z mojej lekcji:
[K]atecheta: Czy ktoś cię zaprosił gdzieś na wakacje?
[U]czeń1: Tak, babcia zaprosiła mnie na tydzień.
[K] Czy ty kogoś zaprosiłeś?
[U1] Tak, Zuzię, ale nie przyszła! - i wskazuje na koleżankę siedzącą obok. Obie dziewczynki bardzo smutne...
[U2] Bo nie mogłam! - od razu się broni.

Tu jest element doświadczenia życiowego - zawód Ani, że Zuzia nie przyszła i wielki smutek i żal Zuzi, bo nie mogła wtedy pójść. To nie ze swojej winy nie przyszła.
I gdzie tu prawdy wiary?
Jezus daje nam zaproszenie na coniedzielną Mszę Świętą. Bardzo się cieszy, gdy w niej uczestniczymy. I jest mu bardzo przykro, jak Ani, kiedy kogoś z nas zabraknie w kościółku. Natomiast, my ludzie wierzący jeśli nie będziemy mogli pójść na Mszę Świętą - będziemy czuć się jak Zuzia - smutni.
W tym momencie dzieci podały piękne świadectwo - w jedną niedzielę miały zaplanowane zawody sportowe i nie wiedziały, ile one będą trwać; nie szło określić, czy zdążą na wieczorną Mszę Świętą. Dlatego dzieci wstały wcześnie rano i poszły na pierwszą Eucharystię. Właśnie wtedy Jezus cieszy się tym bardziej.

Dopiero początek września. Jeszcze wiele przede mną. To wielka łaska od Pana Boga, że mogę pracować z dziećmi, przypominać sobie podstawowe, dziecinnie proste prawdy wiary i próbować oczami dziecka spojrzeć na świat. Przede mną jedne wielkie rekolekcje.
Chwała Panu!

piątek, 19 sierpnia 2011

Przepisy... ruchu drogowego jednakowe dla każdego.

Gdy byłam mała tata zrobił prawo jazdy i kupił samochód. Jeździliśmy dużo i często. Oprócz tych tras po mieście w celu załatwienia różnych spraw i zrobienia zakupów jeździliśmy także do babci na wieś oddaloną o 300km. Podczas podróży tata zawsze zwracał nam uwagę na znaki drogowe i tłumaczył przepisy: kto kiedy ma pierwszeństwo, jaki znak co oznacza, czego się spodziewać, co można, czego nie... 
Mam prawo jazdy kat. B. 
Lubię jeździć na rowerze. Egzamin na kartę rowerową zdałam bezbłędnie.
Na szczęście Tychy mają sieć ścieżek rowerowych :)

Jako, że teraz nie mam samochodu, ani roweru - poruszam się po mieście autobusem lub pieszo. Do pracy chodzę z kijkami marszem nordyckim.
Od małego uczono mnie, że na przejściu dla pieszych pierwszeństwo ma pieszy. Zresztą kierowca ma obowiązek zawsze ustąpić na drodze czemukolwiek. Zawsze musi być przygotowany na to, że pod koła wyskoczy mu pies, czy wybiegnie dziecko... Trzeba jechać z prędkością... bezpieczną. Lubię to określenie, chociaż ma ono tyle znaczeń, ile tylko ludzi spróbuje je wyjaśnić...

Wracając wczoraj pieszo z pracy zatrzymałam się przy przejściu dla pieszych. Akcja działa się na rondzie. Kierowca jadący swoim pasem, zjeżdżający na prawo zatrzymał się, aby mnie przepuścić. Mając przed sobą wysepkę przed pasem dla samochodów zjeżdżających z ronda idę, skoro mnie przepuszczają. Przystając na wysepce widzę, że kierowca, który chce zjechać właśnie z ronda zatrzymuje się i gestem ręki mnie przepuszcza. Więc idę, bo jeśli nie przejdę to całe rondo będzie stać. Przede mną trochę szersza wysepka rozdzielająca pasy o przeciwnych ruchach jazdy. W daleka coraz wolniejszym tempem podjeżdża samochód, więc pewna, że zdążę przejść zanim kierowca podjedzie wchodzę na przejście. Zostałam obtrąbiona i zwyzywana od gówniarzy. Żałuję tylko, że nie zatrzymałam się mu wtedy przed maską i nie pokazałam palcem znaku "przejście dla pieszych". Następnym razem spiszę rejestrację i zadzwonię na komendę, zapytać jakim prawem na mnie trąbią i mnie wyzywają, gdy przechodzę normalnie przez przejście dla pieszych. Rozumiałabym gdybym pakowała się pod koła pojazdu uprzywilejowanego, ale ten nijak takiego nie przypominał.

Niby pierdoła, ale złość na samą myśl o tym jeszcze we mnie siedzi... 

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Perełki z pracy


Znowu pracuję na kasie. Tym razem w markecie budowlanym.
Dziś już prawie każdy klient musiał odpowiedziec na pytanie, czy ma jakies drobniejsze pieniądze niż 100zł lub 200zł. A na pytanie czy mogą zapłacić kartą połowa twierdzi, że wcale nie ma karty wyrobionej (w mieście gdzie jest 130 tysięcy mieszkańców).
Z jednym klientem wywiązał się dłuższy dialog:

[Ja]: A coś drobniej będzie?
[K]lient: Proszę Pani, ja przyszedłem do sklepu.
[Ja]: Ja wiem, że przyszedł Pan do sklepu, ale to nie znaczy, że nie może Pan mieć drobniejszych pieniędzy i wspomóc kasjerkę.
[K]: Proszę Pani, Pani nie ma prawa pytać czy ja mam drobne! Jak ja jeździłem do Związku Radzieckiego to tam trzeba było mieć wszystko przygotowane, tam nikt o nic nie pytał, tylko jak się nie ma to się nie załatwia.

Tu przyszło mi na myśl, że skoro tak, to ten pan powinien mieć już odliczoną kwotę, za towar, który położył mi na taśmie... Jako, że jeszcze kasa nie była całkiem pusta i miałam czym wydać to dłubałam jak umiałam. W tym czasie, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć - wzburzył się [P]an, stojący za owym jeżdżącym do Związku klientem.

[P]: My nie jesteśmy w Związku Radzieckim! Jak tak można!? Chcesz to sobie Pan jedź do tego Związku!
[K]: Przepraszam Pana, ale ja rozmawiam z Panią teraz, a nie z Panem.
[Ja]: Żyjemy w innych czasach. Przepraszam, że Pana uraziłam, nie chciałam.
[K]: Nie uraziła mnie Pani. Tylko stwierdzam fakt, że Pani NIE MA PRAWA pytać mnie o to czy mam jakiekolwiek pieniądze.
[P]: Panie, Pan jest nienormalny!

Klient odebrał bardzo drobną resztę i odeszedł od kasy, a mojego wzburzonego "obrońcę" musiałam jeszcze uspokajać, bo nakręcł się coraz bardziej.

wtorek, 19 lipca 2011

Odpowiedź na demota


Drogie Kobiety!
Może wreszcie zaczniecie się szanować i zachowywać jak damy...
A nie damulki...

Wtedy rozróżnicie mężczyznę od faceta...

poniedziałek, 11 lipca 2011

A ja...

... dzisiaj nie mogłam spać, wierciłam się całą noc. Rozbudzona totalnie o 4:00 postanowiłam wstać, zrobić śniadanie do pracy mężowi i szukam inspiracji na kartki urodzinowe :)

PS Nie mam psa.

środa, 6 lipca 2011

"Sexmisja"

Dziś o seks-misji, jednak nie starym polskim filmie, a o obecnej rzeczywistości. Nie mam w domu telewizora i nie oglądam telewizji. Z tego powodu, jeśli wybieram się do kogoś kto ma tv w domu i jest okazja (lub konieczność) oglądania to zerkam co tam mają nowego w menu. (Może mnie czymś zaskoczą i sprawią, że jednak zatęsknię za tym ekranem?) Dziś słuchałam muzyki na pewnym kanale z kablówki. Od czasu do czasu zerkałam na teledyski. Zawsze słucham radia więc obejrzenie teledysków do utworów, które się zna jest ciekawym doświadczeniem, choć nie czułam nigdy potrzeby, by szukać ich w necie... Po obejrzeniu fragmentów niektórych teledysków już mi się przypomniało dlaczego ich nie oglądam. 

Doszłam do wniosku, że twórcy takiej, ujmijmy to, pop-kultury prowadzą sex-misję! Wszędzie pełno seksu. Nikomu nie przeszkadza, że panie w sznurkach zamiast bielizny, nie wspominając o reszcie ubrań, na które chyba zabrakło pieniędzy (!), kręcą dupami przed kamerą, a zbliżenia na biusty są po kilka razy w refrenie. Nikt się nie oburza, że takie teledyski są puszczane w godzinach, kiedy dzieci i młodzież siadają przed tv. "To przecież nic złego, że kobiety tańczą w teledyskach w strojach kąpielowych. Wystarczy pójść na plażę, a tam też będą takie panie. I się im nie zabroni tak ubierać." Ciekawe tylko, która pani tańczy na plaży w sposób podniecający każdego faceta. 

Efektem takiej sex-misji prowadzonej przez wielkie zagraniczne koncerny jest patologia seksualna. Oglądanie golizny, erotyki, pornografii zniekształca, fałszuje obraz wartościowego seksu

niedziela, 3 lipca 2011

Przepis na idealnego Mężczyznę w świetle nałogów/pasji

Zauroczona Długowłosym dałam się podrywać i zdobywać, podsycając od czasu do czasu jego chęci, by nie przestawał. Rozwijały się nasze relacje tak długo, aż urosły do rangi "chodzenia ze sobą", "posiadania Chłopaka/Dziewczyny". Poznawaliśmy się nawzajem - to co lubimy, czego nie lubimy, co nas w ogóle nie interesuje, a co jest dla nas całym światem. 

Dla mojego Długowłosego całym światem były gry komputerowe. Dokładniej te rozgrywki w sieci, razem z innymi realnymi ludźmi. Opowiadał często różne ich przygody walk i potyczek, śmieszne teksty, sytuacje. Dla mnie gry to czarna magia. Nie umiem sterować WSADem i kreci mi się w głowie jak za długo ścigam się w NFSie, bo mój mózg nie nadąża za grafiką... Ale zawsze chętnie słuchałam jego opowieści. Potrafi tak opowiadać, że wiem o co chodzi i co się dzieje. 
Mój Ardis jest zżyty z Komputerem od Pierwszej Komunii Świętej. I jakie ja - kobieta - mam szanse wykorzenić z niego taki, jak to większość ludzi nazwie, nałóg? 

W tym czasie chodzenia ze sobą uznałam granie za jego pasję. Potrafił pogodzić zajmowanie się mną i grę. Chociaż był też czas, kiedy chciałam mieć go tylko dla siebie, chciałam żeby akurat wtedy nie grał, a zajął się mną. Wtedy musiałam podjąć tę poważną decyzję życiową. Zaakceptować te jego gry, które dla jednych są nałogiem, a dla niego pasją i nauczyć się żyć z tym, albo nie zaakceptować i odejść. 
Nie mogłabym go zmusić, by przestał grać. Bo kim ja jestem i jakie mam prawo rządzić życiem drugiego człowieka? Mogę na nie wpływać, ale nie drastycznie zmieniać wg mojego "widzi-mi-się". 

Ardis, pomimo grania, potrafi się mną zająć, wspiera mnie i pomaga, gdy jest taka potrzeba. Rozumie mnie, zmusza do myślenia, rozśmiesza; przy nim czuję się bezpieczna. 
Zaakceptowałam jego nałóg/pasję. I wielokrotnie słyszę z radosnej twarzyczki komplement: "Najlepsza żona na świecie".

To czego nie mogę robić z Ardisem robię sama lub ze znajomymi. Nauczyłam się, jak to mówimy, "zajmować sobą". Dlatego oboje jesteśmy szczęśliwi. Chociaż nasze pasje są różne - akceptujemy je i wspieramy się wzajemnie. Obecnie pasuje nam taki układ. Pewnie nasz świat stanie na głowie, kiedy rodzinka się powiększy, dojdą nowe obowiązki, radości i problemy... Jednak nie tracimy czasu na domysły jak rozwiązać problemy, których jeszcze nie mamy. 

Jestem szczęśliwa, że mam takiego męża, który potrafi się mną odpowiednio zająć i jednocześnie rozwija swoje pasje. 

Apeluję do wszystkich Dziewczyn 
i Żon, których Mężczyźni grają. 

Żeby Wasz Mężczyzna się o Was odpowiednio troszczył, spędzał z Wami odpowiednią ilość czasu w najwyższej jakości - dajcie mu święty spokój! Niech gra! Niech się spotyka ze znajomymi! Niech robi co chce! A kiedy zrobi coś dla Was DOCEŃCIE TO. Chwalcie i wspierajcie. Mężczyźni są jak dzieci. Jeśli ich pochwalisz i docenisz to będą się starać jeszcze bardziej, by szybko zasłużyć na kolejną pochwałę. I nasi Mężczyźni doskonale wiedzą, co nam sprawia radość i przyjemność. O wiele cenniejszy jest podarunek dany od serca niż wymuszony. Spraw więc, by Twój Mężczyzna chętnie spędzał z Tobą czas, chętnie dawał Ci prezenty, chętnie z Tobą wychodził, etc. Nie zmuszaj go do niczego, ale zachęcaj. 
Bądźżesz tą Szyją, która potrafi kręcić Głową! :) 

PS Myślę, że lepiej spędzić z Mężczyzną godzinę mniej w miłej i sympatycznej atmosferze, niż trzy godziny więcej kłócąc się i dąsając, że on mnie nie rozumie, nie docenia, nie troszczy się... Bo on robi co może, żeby było dobrze. Wierz mi. Tylko to zauważ. I naucz się tak jak on - zajmować sobą. Gdy on rozwija swoje pasje - wykorzystaj ten czas dla siebie. Na swoje pasje i zainteresowania. :) Tak to u mnie działa niezawodnie :) A znamy się już prawie 7 lat. 

sobota, 11 czerwca 2011

Tanya i Daniel

Pierwszy punkt programu był o 10:40 w USC. Na dworze gorąco. Park jest usytuowany na wzgórzu, skąd roztacza się między drzewami widok na miasto zalane słońcem. 









Ślub cywilny nie był długi, jak to ślub cywilny. Tylko, jak to w Niemczech - wszystko było po niemiecku i nic z tego ie zrozumiałam... Poza słowami religionen, Daniel katolisien, Tanya ewangelisien. No to zaczęłam się zastanawiać jak będzie wyglądała msza, której nie mogłam się doczekać... Po ślubie życzenia, zdjęcia, gołębie... I upalne słońce. Młoda para korzystała z pogody robiąc zdjęcia w plenerze. A goście czekali na nich cierpliwie, choć w skwarze...

Z tego malowniczego parku udaliśmy się do miejsca, gdzie miało się odbywać wesele. Poczęstowani kanapeczkami i zimnymi napojami oczekiwaliśmy na kolejny punkt programu. O godzinie 13:00 weszliśmy do kościoła. Oczywiście wszystko działo się po niemiecku.
1. Pieśń na wejście
2. Przemowa księdza (w samej albie i stule)
3. Czytanie
4. Melodyjka zagrana na organach.
5. Znowu jakieś czytanie.
6. Kolejna melodyjka.
7. Przemowa księdza, pt. "Libe Tanya, libe Daniel" [wybaczcie mój niemiecki]
8. Piosenka
9. Ślub
10. coś w stylu modlitwy wiernych
11. the end i wielkie zdziwienie Polaków.

Po ceremonii w kościele wróciliśmy na salę. A dokładniej - przed. Młodzi otworzyli bagażnik i zebrali prezenty. Jednak nie było łatwo wejść na salę, bo organizatorzy zrobili im... bramę.

Tanya i Daniel dostali nożyczki i musieli wyciąć serce, aby można było wejść na salę.
Toast, tort, kawa... kakao i... na specjalne zamówienie herbata. To wszystko przed godziną 15:00. I po tym... nic się nie dzieje...

Widzicie koraliki zdobiące stół? Tak do 18:00 się nimi bawiliśmy... O 18:00 podano jedzenie. Wróć. Wyłożono na szwedzki stół, do którego utworzyła się elegancka kolejka. Myślę, że w Polsce zamiast kolejki - sznurka, byłaby kolejka - kulka ;)

Jedzonko pyszne. Zważywszy, że człowiek głodny...
Po jedzeniu dopiero odbył się pierwszy taniec. Zaskakujące było dla mnie, gdy Tanya podbiegła do teścia, a Daniel do teściowej i porwali ich do tańca. Powoli rozkręcała się impreza. Za oknami było coraz ciemniej. Aż w końcu salę rozświetliły kolorowe, dyskotekowe światła. Muzyka także utrzymywana była w dyskotekowych rytmach. Polacy na parkiecie, a Niemcy przy stołach, trzymają szklanice piwa. Tak wygląda niemieckie wesele.
Chociaż trzeba do tego wziąć pewną poprawkę, ponieważ towarzystwo było nie tylko z Niemiec i z Polski. Byli Włosi, Turek, Grecy, Rosjanin... I nie wiem kto jeszcze... W każdym razie towarzystwo zdecydowanie międzynarodowe. A to dzięki Danielowi, mojemu kuzynowi i Tanji, wybrance jego serca.
Cieszę się, że mogłam tam być, spędzić z nimi ten szczególny czas.
Jestem bogatsza o nowe doświadczenia i będę miło wspominać ten weekend.

Młodej Parze, jeszcze raz wszystkiego dobrego!

niedziela, 8 maja 2011

Telefon do Przyjaciela

Każdy człowiek ma taki specjalny "telefon do Przyjaciela". 
Przyjacielem jest Pan Bóg, a telefonem modlitwa. 
Modlitwa to rozmowa, nie monolog. 
Jednak często nie słyszymy Bożych odpowiedzi. 
Ba! Powiem dosadniej - prawie wcale nie słyszymy Bożych odpowiedzi!
Dlatego modlitwa z czasem staje się nudna. Bo po co odmawiać "Ojcze nasz", po co całe te różańce, litanie, koronki? Skoro Bóg się nam nigdy jeszcze nie objawił, nie zrobił dla nas żadnego cudu, a jak o coś prosimy to zazwyczaj dzieje się odwrotnie - inaczej niż chcemy. 

Przyjacielu. Z modlitwą jest jak z rozmową przez telefon. Musisz mieć sprawny sprzęt, żeby się dogadać. W naszych telefonach bardzo często szwankują głośniki. Tak, głośniczek w słuchawce, przez którą mówi do Ciebie Bóg często jest popsuty. Jedynie mikrofony są zawsze sprawne. Bo za mikrofony odpowiedzialny jest Bóg, a za głośniki - my. Głośnikiem, który umożliwia Bogu mówić do nas bezpośrednio jest nasze serce. Chcesz mieć sprawny głośnik, żeby słyszeć Boże odpowiedzi? Idź do spowiedzi! Odpuszczenie grzechów jest właśnie naprawą głośnika. Bóg może przemawiać bezpośrednio tylko do tych, którzy chcą Go słuchać, którzy żyją w łasce uświęcającej. 

Bóg słyszy każdą modlitwę i na każdą odpowiada. Oczywiście On wie lepiej jak rozwiązać nasze problemy, dlatego nie ma się co złościć, gdy o coś prosimy, a dzieje się coś odwrotnego. Bóg wie co robi! Miej zawsze sprawny głośnik, a może Ci wyjaśni dlaczego robi co robi. Pamiętaj o najważniejszym - On Cię kocha i wszystko co robi, jest dla Twojego najwyższego dobra. Każde cierpienie ma sens. Prowadzi do pełni życia!

sobota, 23 kwietnia 2011

Życzenia Wielkanocne

Z okazji Świąt Wielkanocnych, życzę Tobie Panie Jezu wiele cierpliwości do ludzi i nieustannej wiary w nasze dobre serca. Niechaj Twoja łaska nas zawsze w dobrym wspiera i od złego ochrania. Życzę Ci, by ludzie nie widzieli końca drogi w śmierci, ale by patrzyli dalej... W końcu metą naszego życia nie jest własny grób na cmentarzu, ani metą Twojego życia nie był krzyż. Niechaj zawsze pamiętamy, że krzyż jest częścią życia, którego celem jest szczęście wieczne po śmierci. W końcu każdy ma duszę nieśmiertelną... pragnącą miłości, którą tylko Ty możesz dać...

środa, 13 kwietnia 2011

Żmudne poszukiwanie pracy cz. 3.

Rozmowa kwalifikacyjna
czyli bezpośrednie starcie z pracodawcą.
Może powinnam zachować tą wiedzę tylko dla siebie, zwiększając swoje szanse na rozmowie? Albo podzielić się tą wiedzą tylko po uiszczeniu opłaty? W końcu wiedza kosztuje. Wiem jednak, że biednemu zawsze wiatr w oczy wieje. I sama pewnie też będę kiedyś potrzebować wskazówek i pomocy... więc z chęcią napiszę co wiem.

Przed rozmową muszę wiedzieć, po co tam idę, na jakie stanowisko chce się dostać i czego mogą ode mnie oczekiwać. Muszę wiedzieć coś o danej firmie i orientować się w zarobkach. Jeśli będę chcieć zbyt wiele to mogą mnie odrzucić, bo nie mają możliwości aż tyle mi płacić. Jeśli będę chcieć zbyt mało to się ucieszą, bo ich stać, jednak mogą uznać, że czuję się niepewnie i przez to nie przynosić firmie korzyści. Skoro sama tak nisko cenię swoją pracę to mogę też wykonywać pracę takiej jakości. Po co się wysilać za tak małe pieniądze?

Ubiór. Na rozmowę do banku nie idź w dresie! I nie idź w garniaku, pod krawatem na rozmowy w sprawie pracy na budowie. Strój powinien być schludny, czysty, wyprasowany i bez żadnych dziur. Odpowiedni do stanowiska, o które się ubiegasz. Np. na stanowisko kelnerki w dyskotece nie poszłabym tak jak do banku - w białej koszuli, ciemnej garsonce... ale może czarne dżinsy i jakaś elegancka bluzka? Musisz wyczuć, albo popytać w obeznanych branży.
Idź czysty, paznokcie, buty miej wyszorowane.

Oczywiście na rozmowę udajemy się odpowiednio wcześnie. Nie można się spóźnić. A czekanie dwie godziny pod drzwiami też jest złym pomysłem, bo w pierwszej godzinie się nastresujesz, a w drugiej zmęczysz czekaniem i wejdziesz taki wypruty i obojętny... W urzędzie pracy powiedzieli, że optymalny czas tj. pół godziny. A ja bym tu uściśliła. Jeśli nie wiem gdzie dokładnie idę - znam tylko adres i nazwisko rozmówcy i wiem, że przed rozmową muszę znaleźć miejsce i osobę to te 30 minut powinno mi wystarczyć. Jednak jeśli dobrze wiem, że pokój do którego mam się udać znajduje się tam i tam... to po co mam sterczeć pod drzwiami pół godziny? Postoję 10 minut.

Do pokoju wejdź odważnie, zrelaksowany i uśmiechnięty. Byle nie zbyt odważny i nie rozbawiony do łez. Rozmówca zasługuje na szacunek, więc mu go okaż. Na rozmowie pracodawca zawsze pierwszy wyciąga rękę. Jeśli nie poda ci ręki - sam jej nie wyciągaj. Jeśli pracodawca nie powie, że możesz usiąść - stoisz. Ewentualnie grzecznie możesz zapytać, czy możesz usiąść. Gdy już wiesz, że możesz usiąść to siadasz wygodnie, wyprostowany. Nie rozwalasz się jak w fotelu przed tv i nie opierasz łokci o kolana nachylając się i patrząc na ręce pracodawcy. Jemu patrzysz w oczy! A jeśli nie potrafisz, presja jest zbyt silna możesz patrzeć na czubek nosa rozmówcy. Oczywiście jeśli odległośc między wami nie jest zbyt bliska, bo gdyby to zauważył, poczuł by się niekomfortowo... I myślał tylko o tym, czy przypadkiem nie ma brudnego nosa...

Stres zostaw przed drzwiami. Pomyśl też o zajęciu dla dłoni. W stresujących sytuacjach ręce robią różne rzeczy - łamią długopisy, pstrykają palcami, wymachują na wszystkie strony... Najlepiej trzymać w rękach twardą teczkę A4 na dokumenty.


Na koniec pytania, które mogą pojawić się na każdej rozmowie kwalifikacyjnej, niezależnie od branży czy stanowiska. 
1. Proszę powiedzieć coś o sobie.
2. Proszę powiedzieć co wiesz o naszej firmie.
3. W jakich jeszcze firmach poszukujesz pracy i na jakim stanowisku?
4. Co sądzisz o swoim poprzednim/obecnym szefie?
5. Opisz sytuację, kiedy twoja praca była skrytykowana.
6. Co chcesz osiągnąć w naszej firmie czego nie osiągnąłeś w poprzedniej pracy?
7. Mamy bardzo dużo podań na to stanowisko. Dlaczego powinniśmy zatrudnić właśnie ciebie?
8. Czy nie sądzisz, że twoje wykształcenie i doświadczenie zawodowe będą przewyższać kwalifikacje, jakie są wymagane na tym stanowisku?
9. Co jest twoją najsilniejszą stroną?
10. Co uważasz za swoją słabość?
11. Jakie dwie rzeczy chcesz u siebie poprawić?
12. Na jakiej podstawie opierasz swoje przekonanie, że odniesiesz sukces w naszej firmie?
13. Opowiedz o odpowiedzialności związanej ze swoim ostatnim/obecnym zajęciem.
14. Które z obowiązków ostatniej/obecnej pracy wydają ci się trudne?
15. Opisz swój typowy dzień w pracy.
16. Czy zdarza ci się uprzedzać problemy, czy reagujesz dopiero w momencie ich pojawienia się?
17. Jakie korzyści nasza firma może odnieść przyjmując cię do pracy?
18. Czy zdarza ci się tracić nad sobą kontrolę?
19. Jak sobie radzisz w stresujących sytuacjach?
20. Za co krytykował cię ostatni/obecny przełożony?
21. Jak sobie radzisz z dotrzymywaniem terminów?
22. Jakie są twoje największe osiągnięcia?
23. Czego mimo chęci, nie udało ci się zmienić w poprzedniej pracy?
24. Co możesz wnieść w aplikowane stanowisko w odróżnieniu od pozostałych kandydatów?
25. Czy ktoś kiedyś powiedział ci ze jesteś konfliktowy?
26. Na ile jesteś w stanie porozumieć się ze swoim zwierzchnikiem?
27. Jaki stosunek utrzymujesz ze swoimi współpracownikami?
28. Preferujesz pracę pojedynczą, czy zespołową?
29. Wg ciebie, jak inni oceniają twoją pracę?
30. Dlaczego chcesz pracować?
31. Ile chcesz zarabiać?

niedziela, 3 kwietnia 2011

Żmudne poszukiwanie pracy cz. 2.

Dziś opiszę czego dowiedziałam się o listach motywacyjnych i co w takim liście powinno się znaleźć. Sama nazwa "list motywacyjny" jest trochę zgubna. Sugeruje, że mamy opisać co nas motywuje do pracy, dlaczego chcemy pracować. Lepszą nazwą było by "List towarzyszący".

List motywacyjny przydaje się pracodawcy w przypadku, gdy na jedno stanowisko ma kilku kandydatów. To krótkie pismo ma pomóc zdecydować kto się lepiej nadaje do danej pracy. Zdania typu: "Mam trudną sytuację finansową w domu i desperacko szukam pracy, aby zarobić" lub: "Moją motywacją do pracy jest mama, która każe mi się wyprowadzić z domu" raczej nie pomogą.

List motywacyjny to miejsce na swoją reklamę.
Tutaj znajdziesz wzór listu motywacyjnego.
W piśmie tym muszą się znaleźć:
Imię i nazwisko oraz miejsce i data
Adres nadawcy
telefon kontaktowy
e-mail
Do ... (imię, nazwisko i adres odbiorcy)

Wstęp
Autoreklama
Zakończenie
Podpis
Klauzula o danych osobowych

Dane osobowe piszemy po lewej, w prawym górnym rogu musi się znaleźć miejscowość skąd piszemy i data tworzenia listu. Jest to ważne, ponieważ zdarza się, że firma ma wiele oddziałów, nasz list wysłany mailem dociera do siedziby głównej, a nas interesuje praca w małym miasteczku na drugim końcu kraju. Wtedy szybciej list dotrze do osoby odpowiedzialnej za kadry w danym miejscu. Data również ma znaczenie. Może się okazać, że oferta jest już nieaktualna lub do zakończenia rekrutacji zostały jeszcze dwa tygodnie - wtedy odbiorca naszych aplikacji wie co zrobić - wyrzucić, zachować czy przeczytać od razu.

Pod naszymi danymi, mniej więcej na środku strony piszemy odbiorcę, np. Sz. P. Jan Kowalski, dyrektor
Miejskiego Ośrodka Kultury w .... Gdy nie wiemy do kogo zaadresować list pozostawiamy sam adres firmy. "Miejski Ośrodek Kultury w ... "

Następnie zaczyna się już właściwa treść listu. Zaczynamy od: "Szanowny Panie Kowalski". Gdy nie znamy nazwiska osoby odpowiedzialnej za nabór pracowników, piszemy ogólnie "Szanowni Państwo".

We wstępie piszemy konkrety: "W odpowiedzi na ofertę pracy opublikowaną w... dnia... dotyczącą stanowiska... przesyłam swoje dokumenty aplikacyjne." Ta notatka również pozwala "zaszufladkować" - szukamy tego, chcemy robić to.
Po tym wstępie czas na autoreklamę. Można tu wypisać swoje cechy charakteru, pochwalić się dotychczasowymi osiągnięciami i doświadczeniem. Nie chodzi o to, aby przepisać z CV gdzie pracowaliśmy, ale aby określić konkretnie co potrafimy. Np. "Bardzo dobrze jeżdżę samochodem. W poprzedniej firmie rozwoziłem towar do sklepów, a przy każdej okazji zabieram swoim autem rodzinę na wycieczki po całym kraju. Nigdy nie miałem wypadku." Opisałam banalną sytuację, prawie każdy dobrze jeździ i ma własny samochód... a jednak informacja, że przy prawie każdej okazji zabierasz autem rodzinę na wycieczki samochodowe znaczy że: jeździsz po różnych trasach, nie boisz się nowej, nieznanej drogi; jeździsz bezpiecznie, bo jesteś odpowiedzialny za rodzinę, chcesz z nią spędzać czas. Ubiegając się o jakiekolwiek stanowisko, zastanów się czego mogą od ciebie oczekiwać i pochwal się doświadczeniem z życia.
Co ważne - nie pisz o swoich słabych stronach. A jeśli już musisz - napisz je tak, jakby to była zaleta. Przykład? Wyobraź sobie u księgowej taką wadę: "Jestem bardzo dokładna, wszystko muszę mieć dopięte na ostatni guzik; czasem skupiam się na mniej ważnych zadaniach". Dla pracodawcy będzie to zaleta, chociaż pani księgowa chciałaby być mniej drobiazgowa i skupić się na "ważniejszych" sprawach. Szukaj pozytywów :) To jest miejsce na twoją reklamę!
Na koniec zdanie szablonowe, taka formalność... Wpraszasz się na rozmowę kwalifikacyjną, z tym, że pracodawca wyznacza miejsce i czas. "Mam nadzieję, że zainteresowałam Państwa swoją osobą i będę mogła spotkać się z Państwem na rozmowie kwalifikacyjnej" lub "Wierzę, że spełniam Państwa oczekiwania i że będę miała możliwość zdobywania doświadczenie na stanowisku, o które się ubiegam."
Pod listem trzeba się podpisać, a na samym dole również trzeba umieścić klauzulę o danych osobowych, tą samą co na CV. Na liście motywacyjnym wystarczy jeden podpis, nie trzeba podpisywać się ponownie pod klauzulą.

środa, 30 marca 2011

Żmudne poszukiwanie pracy cz. 1.

Wcale nie jest łatwo znaleźć pracę. Gratuluję tym, którzy pracują. Dziś uwiecznię tu informacje, które w szukaniu pracy mogą bardzo pomóc. Nie jest to recepta "jak znaleźć pracę", bo jakby taka recepta była to bym już pracowała... Trzy rzeczy chcę tu omówić. Podzielę materiał na trzy części. 
1. Curriculum Vitae
2. List motywacyjny
3. Rozmowa kwalifikacyjna
To, czym zaraz się podzielę dowiedziałam się w urzędzie pracy na specjalnych zajęciach aktywizacyjnych.

Curriculum Vitae
Czyli innymi słowy życiorys. Tu znajdziesz wzór CV
Co powinno się znaleźć w CV?
Adres
Telefon
e-mail
(data urodzenia)
(stan cywilny)
(obywatelstwo)

Wykształcenie
Doświadczenie zawodowe
Kursy i umiejętności
Zainteresowania
Klauzula o danych osobowych


Adres, telefon i e-mail, aby potencjalny pracodawca miał możliwość odpowiedzieć na nasze zgłoszenie. Wspomnę tu od razu o klauzuli bez której pracodawca nie ma prawa skontaktować się z nami.

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w mojej ofercie pracy dla potrzeb niezbędnych do realizacji procesu rekrutacji (zgodnie z Ustawą z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych; tekst jednolity: Dz. U. z 2002r. Nr 101, poz. 926 ze zm.). 

W przypadku drukowanych dokumentów, pod tą klauzulą należy się podpisać. 
Nie podajemy numeru PESEL, NIP... Należy także wyczuć, czy napisać datę urodzenia i stan cywilny. Data urodzenia może pomóc lub zaszkodzić. Jeśli jesteś młody i starasz się o pracę w młodym zespole to wpisz datę, ale jeśli szukają kogoś z doświadczeniem a zerkną na datę i stwierdzą, że nie miałeś kiedy zdobyć doświadczenia to CV odkładają na bok. Stan cywilny - jeśli mężatka przyzna się już w CV do bycia żoną, to pracodawca pomyśli: "Aha, to za chwilę pójdzie na macierzyński i znowu będę kogoś szukać, weźmy pannę". W innej sytuacji jest mężczyzna z obrączką. Jest postrzegany jako osoba mająca na utrzymaniu rodzinę, co za tym idzie - są szanse, że jest to ktoś odpowiedzialny. (Nie każdy żonaty facet wpadł i ożenił się z przymusu.)
Jeśli masz podwójne obywatelstwo - napisz to. Będzie to sygnał, że znasz dobrze język obcy. 
Wykształcenie i doświadczenie zawodowe wypisujemy od najświeższych danych, czyli co robiliśmy ostatnio. To co było ileś lat temu notujemy niżej... Piszemy daty rozpoczęcia i zakończenia. W dacie uwzględniamy miesiące. Jeśli chwalimy się kursami, musimy mieć dokumenty potwierdzające ukończenie kursu. W przypadku kursów czasowych, należy określić kiedy ważność kursu wygasa. Przy umiejętnościach warto dodać w jakim stopniu coś potrafimy: Bardzo dobra znajomość obsługi komputera - systemu Windows i MS Office. Dobra znajomość programów graficznych: GIMP, Photoshop. 
Kolejny punkt - zainteresowania - wypisujemy prawdę, może się okazać, że akurat pracodawca lubi to samo co my i będzie chciał trochę o tym porozmawiać.
No i na samym dole klauzula, o której pisałam wyżej.
Warto jeszcze pomyśleć o zdjęciu. Dobrze mieć przygotowane dwie wersje: z i bez zdjęcia. Jeśli w ofercie jest wymagane CV ze zdjęciem wtedy nie mamy problemu. Umieszczamy zdjęcie legitymacyjne, paszportowe. Zdjęcia z imprez, wycieczek czy sesji zdjęciowych będą niewątpliwie utrudniać zdobycie pracy. Ale jeśli zdjęcie nie jest wymagane, a my składamy dokumenty kasjerce, panu na bramce, recepcjonistce... i nie bierzemy potwierdzenia odbioru... istnieje ryzyko, że się nie spodobamy tej osobie i nasze dokumenty nie dotrą nawet do osoby odpowiedzialnej za kadry. W przypadku dokumentów bez zdjęcia odbierający nie wie, czy składamy swoje dokumenty, czy tylko dostarczamy czyjeś. A w ogóle to najlepiej zapytać po prostu z kim możemy rozmawiać w sprawie pracy. 

niedziela, 27 marca 2011

Trzecie przykazanie

Pamiętaj abyś dzień święty święcił!

Na szczęście nie muszę w niedziele pracować. (Niestety ciągle poszukuję pracy) Obudziłam się dziś sama, bez budzika, bez niczyjej pomocy. Zmieniało się czas w nocy, ale my zawsze chodzimy na 20:00 na mszę, więc możemy spokojnie spać do oporu. Nie trzeba się zrywać z łóżka, aby coś posprzątać, coś zrobić... A przez zasłony sypialni przebijało się jasne światło zapowiadające piękny dzień. Zapowiada się błogie lenistwo usprawiedliwione tym, że dziś niedziela. Zatem nie wolno pracować, trzeba świętować!

Świętować. Co to znaczy świętować? Teraz moje dni robocze wyglądają tak: wstaję rano, robię mężowi śniadanie do pracy. Sama jem śniadanie i wyruszam w świat szukać roboty. Czy to w internecie, czy w urzędzie pracy, czy spacerując po mieście w poszukiwaniu ogłoszeń... Sprzątam kiedy muszę. Pieniądze się kończą wiec nie ma kasy na rozrywki. Zakupy także tylko te naprawdę potrzebne... Popołudniu szykuję obiad, wieczory spędzam z mężem... Dzięki Bogu on ma pracę. A niedziela?

Świętowanie to coś więcej niż błogie lenistwo... I coś o wiele więcej niż godzinna msza. Świętowaliśmy wczoraj urodziny dziadka. Zaczęły się mszą (o 6:30 w nocy!) i śniadaniem u dziadka. Potem każdy wrócił do siebie przygotowywać się na wieczór, na imprezę. Strój, jedzonko.. każdy coś przyniósł. Moje są zawsze torty :) W ramach prezentów. Rodzinnie spędziliśmy czas od ~14 do ~22. To było świętowanie urodzin. Jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się... A jak świętować niedzielę?

Mamy okres Wielkiego Postu. Chyba było by dobrze zacząć dzień od dziesiątki różańca, jeśli nie całego różańca? O 15:00 Koronka do Miłosierdzia Bożego? Potem Gorzkie Żale w kościele... O mszy nie wspominam, bo to oczywiste. Każdy idzie kiedy chce. Wieczorem rozważenie fragmentu z Pisma Świętego... Chyba, że to codzienne "nawyki"? To byłoby wspaniałe! I ktoś, kto żyje tak blisko Boga i tak często codziennie z nim rozmawia na pewno nie ma kłopotu ze świętowaniem niedzieli :)

Chciałabym, aby w moim życiu niedziela była dobrze świętowana, a dni robocze były wypełnione zajęciami, aby nie było czasu na nudę i lenistwo. Staram się o to. To jest teraz mój cel.

czwartek, 10 marca 2011

Na Wielki Post kilka myśli

Kolejny Popielec, znowu Wielki Post... Tyle się działo w przeciągu ostatniego roku... A tu znowu trzeba pokory - wymyślić postanowienia, zrobić rachunek sumienia, rozpocząć nawracanie się... Bo wierzący ludzie też zbaczają z Drogi i muszą się nawracać.
Ten czas będzie dla mnie inny niż wszystkie posty z ubiegłych lat. Skończyłam studia i zasilam rzesze bezrobotnych, szukających pracy. Nie lada wyzwanie mam przed sobą! Nie zapuścić korzeni w fotelu i nie przyrosnąć do łóżka. Teraz dopiero potrzeba mi samodyscypliny!
Dzisiejszy dzień spędziłam w dużej mierze przed monitorem. Nie tylko w poszukiwaniu pracy przedzierając się przez oferty w necie... Także na szukaniu inspiracji jak ten Post przeżyć. Przede wszystkim należy odróżnić post od diety.

Na dobry początek - rachunek sumienia z własnej duchowości.
Jaka jest moja wiara? Głęboka? Płytka? "Odświętna"?
Wiara jest łaską, Bożym darem. Wiary nie można się nauczyć; to nie jest wiedza. Jeśli jednak ta wiara jest słaba, to pytanie - dlaczego? I od razu odpowiedź, a co! Grzeszę tak bardzo, że łaska Boża nie ma szans we mnie działać. Nasuwa się pytanie drugie:
Jakie popełniam grzechy? Czyli co w moim zachowaniu jest sprzeczne z wolą Bożą. Co robię po swojemu, a nie po Bożemu? Tu warto by sobie przypomnieć 7 grzechów głównych, 10 przykazań Bożych, uczynki miłosierdzia... Bo niewypełnianie uczynków miłosierdzia jest zaniedbaniem! I jeszcze, po tym małym katechizmie - przykazanie miłości.
Miarą miłości jest miłość bez miary. O sile miłości świadczy czas spędzany z ukochaną osobą. Nie trudno obliczyć ile czasu spędzamy z chłopakiem/dziewczyną, mężem/żoną, rodziną, przyjaciółmi... I nie tak trudno określić ile czasu poświęcam wyłącznie Bogu. Jedna, niecała godzina podczas Mszy Świętej w niedzielę, kiedy to skupiam całą wolę, aby na siłę mówić do Boga? Westchnienia typu "Boże!" "Jezu!" "Matko Boska!" podczas rozmów ze znajomymi? (Co jest łamaniem drugiego z dziesięciu przykazań...)
Jak odpowiadam Bogu na Jego miłość do mnie? Jak wygląda moja modlitwa? 
Znajdź 15 minut na zastanowienie się nad swoją duchowością: zbadać, znaleźć pomysły na ulepszanie i przygotować konkretny plan wdrażanie nowelizacji w życie...
Małymi krokami do celu - do owocnego przeżycia Wielkiego Postu.

Modlitwa to taki jeden filar duchowości. Aby człowiek był rzeczywiście bogaty duchowo potrzebuje jeszcze postu i jałmużny.
Post w Wielkim Poście... Brzmi śmiesznie... Teraz w XXI w. post kojarzy się z dietą. Ale fajnie! Dziś nie będę nic jeść!... [Teraz wersja idealna] W ten sposób zadość uczynię Bogu za ten grzech! [Lub] Tak podziękuję Bogu za to, że... [A wersja życiowa] To mi pomoże zrzucić zbędne kilogramy, taka 1 dniowa głodówka wyczyści mi jelita i przyspieszy metabolizm. A od jutro będę już jeść zdrowo!
Na pewno w moim przypadku "życiowa wersja" będzie się plątać obok tej idealnej, choćby nie wiem jak idealna była wersja idealna...
Post to nie tylko niejedzenie. Można sobie odmówić czegokolwiek, co nam sprawia przyjemność. Może w piątkowe wieczory nie pójdziesz na dyskotekę? Albo raz w tygodniu nie zapalisz ani jednego papierosa? W ciągu tych 40 dni nie wypijesz ani kropli alkoholu? Albo zjesz jutro obiad przy stole a nie przed komputerem, czy telewizorem? Odłożysz powieść na półkę a sięgniesz po katolicką lekturę? Wiele jest sposobów poszczenia. Zachowam dla siebie moje postanowienia i Ty także nie chwal się co robisz dla Boga.

Pozostaje trzeci filar - jałmużna. Najprościej wrzucić drobne do skarbonki w kościele, czy jakiemuś żebrakowi dać parę groszy. Można wysłać SMS, z którego dochód przeznaczony będzie na pomoc komuś...  Jałmużna. Dawanie... pieniędzy. Ale nie tylko! może taki żebrak nie potrzebuje pieniędzy, a ciepłej herbaty? Może nie ma zębów, żeby pogryźć bułkę, którą mu dajesz? A może w ogóle nie spotykasz żebraków? Więc jak tu dać jałmużnę? A co jeśli Twój portfel także jest pusty i ledwo wiążesz koniec z końcem w swoim domu? Myślę, że pod hasłem "jałmużna" kryje się wszelkie dobro i bezinteresowna pomoc drugiej osobie. Ustąpienia miejsca w autobusie to danie drugiemu krzesła, aby jemu się wygodniej jechało., czyli jałmużna. Wyrzucenie śmieci sąsiadce, która ma problemy z chodzeniem, to pomaganie jej w wypełnianiu jej obowiązków. Śmieci się same nie wyrzucą, a ona sama ma problem, aby zejść z trzeciego piętra. Ty właśnie wychodzisz i nic Ci się nie stanie jak zrobisz parę kroków więcej, w stronę kosza. Parę kroków... Jałmużna. Zrobić coś dla kogoś, poświęcając chwilkę uwagi, nie po to, by być chwalonym, docenianym, ale tak od serca, by pomóc.

Jezus wielokrotnie odchodził w ustronne miejsca, aby się modlić. Przeważnie tej modlitwie towarzyszył post w postaci niejedzenia. I Jezus nigdy nikomu nie odmówił pomocy. Także sam podchodził do potrzebujących pomocy i służył im z miłością.

Jeszcze jedno... Łatwiej dążyć do celu z kimś niż samemu. Warto poszperać w sercu i rozeznać czyja duchowość jest nam bliska. Który święty jakoś szczególnie nas inspiruje. Każdy ma swojego patrona. Każdy może czerpać z doświadczenia tych, którzy już cieszą się Królestwem niebieskim. Jeśli nie masz kogoś takiego, to warto poszukać sobie patrona.

sobota, 29 stycznia 2011

Droga krzyżowa nienarodzonych

Może to nie czas na rozmyslanie o drodze krzyżowej... W końcu jeszcze choinki w niektórych domach, karnawał i radość... Jednak robię porządki na kompie i w płytach, a ten tekst jest warty zachowania.

Droga krzyżowa nienarodzonych 

         "Życie ludzkie jest święte, ponieważ od samego początku domaga się «stwórczego działania Boga» i pozostaje na zawsze w specjalnym odniesieniu do Stwórcy, jedynego swego celu. Sam Bóg jest Panem życia, od jego początku aż do jego końca. Nikt, w żadnej sytuacji, nie może rościć sobie prawa do bezpośredniego zniszczenia niewinnej istoty ludzkiej". (KKK 2258)
        
Dar życia, który Bóg Stwórca i Ojciec powierzył człowiekowi, domaga się od człowieka, aby miał świadomość nieocenionej jego wartości i przyjmował go w sposób odpowiedzialny. (Donum Vitae)

Spróbujmy przyjrzeć się, jak wygląda Droga Krzyżowa małych, bezbronnych istot ludzkich, którym nie pozwolono przyjść na świat. Wszak i Jezusa zamierzał zabić Herod jak mówi nam ewangelia (Mt 2, 13-16) "Będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić… Wtedy Herod widząc, że Mędrcy zawiedli wpadł w straszny gniew. Posłał oprawców do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców do lat dwóch". Pragniemy Zbawicielu, wynagrodzić Ci zniewagi wyrządzone przez zabijanie poczętego życia. Któryś cierpiał za nas rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami; i Ty Matko Bolesna, któraś współcierpiała, przyczyń się za nami.

Stacja I
Pan Jezus na śmierć skazany
Dziś moja mama dowiedziała się, że ja już żyję w niej od przeszło miesiąca i to pod jej sercem. Niestety nie ucieszyła się mną. Powiedziała straszne słowa: Nie chcę tego dziecka! Nie ma dla niego miejsca w naszym domu!

Jezu, Ty pierwszy usłyszałeś taki wyrok – wysłuchałeś go w milczeniu. Ja nie umiem mówić. Kochana mamo, tato, ja wprawdzie milczę, ale wiem o waszym wyroku na mnie! Pytam Was - Dlaczego? Za co? Pozwólcie mi żyć i kochać… Któryś cierpiał za nas rany…

Stacja II
Pan Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Jak trudno jest żyć po wyroku. Wszystko we mnie krzyczy i protestuje. Chcę żyć! Chcę się rozwijać, a wy nie daliście mi tej szansy. Przekreśliliście Boże plany, co do mnie. Mieć tę świadomość, że idzie się na śmierć przedwcześnie i niesprawiedliwie, wziąć taki ciężki krzyż, gdy ma się tak mało sił – to jest strasznie bolesne. Mamo! Tato! Czy wiecie, że ten krzyż, który mi daliście w tej chwili jest za ciężki i niesprawiedliwy?

Jezu! Ty też dźwigałeś krzyż niesprawiedliwie. Wziąłeś go z miłości do wszystkich ludzi. Ja też chcę kochać i być kochanym… Któryś cierpiał za nas rany…


Stacja III
Pan Jezus pierwszy raz upada
pod krzyżem
Mój krzyż, tak jak Twój Jezu, jest bardzo ciężki, przekraczający moje zbyt małe siły. Nic dziwnego, że upadam i załamuję się. Najbliżsi wyrzekli się mnie. Nie kochają mnie i nie oczekują mnie. Jezu, Ty też byłeś sam ze swoim krzyżem. Też upadłeś, ale powstałeś i szedłeś dalej. Czuję, że i ja mam w sobie tyle dynamizmu i tyle sił do życia! Próbuję, więc poderwać się, aby dalej się rozwijać. Tylko proszę dajcie mi szansę… Któryś cierpiał za nas rany…
 
Stacja IV
Pan Jezus spotyka matkę swoją
Matka – czy ja mam matkę?… Wszak ona spotyka się ze mną, bo przecież nosi mnie w swoim łonie. Jej krew dopływa do mnie i tą krwią odżywia mnie. Mamo, dlaczego karmisz mnie dymem z papierosów i alkoholem? Dlaczego spotkania z tobą są takie bolesne?…

Matko Boża, Ty też spotkałaś Swego Syna i Wasze spotkanie było pełne bólu i cierpienia. Ale było ono przepełnione miłością. Jezu jedynie Twoja Matka umie naprawdę kochać. Ona kocha także i mnie, bo jest też moją Matką… Któryś cierpiał za nas rany…



Stacja V
 Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Panu Jezusowi
Szymon był dobrym człowiekiem. Wprawdzie niechętnie, ale pomógł Ci Jezu nieść krzyż. Zrozumiał wreszcie tajemnicę krzyża. Ktoś powiedział mojej mamie, że ten tak zwany "zabieg" jest niebezpieczny, że powinna się dobrze zastanowić nad decyzją. Mama zawahała się w swoim postanowieniu – nie z miłości do mnie, lecz z obawy o siebie. Och mamo! Gdybyś Ty wiedziała, jaką ulgę sprawiło mi twoje dobre, choć egoistyczne myślenie. Niechcący pomogłaś mi, ulżyłaś. Sprawił to cierpiący Jezus… Któryś cierpiał za nas rany…

STACJA VI
 ŚWIĘTA WERONIKA OCIERA TWARZ
 PANU JEZUSOWI
Drobna, niepozorna, ale odważna i miłosierna kobieta podbiegła z czystą chustą i otarła Twoje Jezu Oblicze. Przyniosła Ci na krótko ulgę… Moja mama zwierzyła się przyjaciółce ze swojej tajemnicy. Ona już chciała jej gratulować i życzyć szczęśliwego rozwiązania, gdy dowiedziała się, że ja jednak się nie urodzę. Jej radość zmieniła się w smutek. Próbowała tłumaczyć mojej mamie, chciała mnie jeszcze ratować. Wielką ulgę mi przyniosła. Otarła moją malutką twarzyczkę nieznajoma, szlachetna jak Weronika. Dziękuję Ci za to heroiczna "Weroniko"… Któryś cierpiał za nas rany…

STACJA VII
PAN JEZUS UPADA POD KRZYŻEM
PO RAZ DRUGI
Dobra doradczyni mojej mamy odeszła. Na moich malutkich, słabych ramionkach został tylko krzyż, jeszcze cięższy. I choć się rozwijam, rosnę z każdym dniem tak bardzo się zmieniam, nie umiem sobie poradzić z tym krzyżem, który rośnie wraz ze mną. Przytłacza mnie, więc znów upadam.

Jezu pomóż mi dźwignąć się. Ja chcę żyć! Proszę Cię pomóż też mojej mamie… Któryś cierpiał za nas rany…

STACJA VIII
PAN JEZUS POCIESZA PŁACZĄCE
NIEWIASTY
Wiele jest dobrych kobiet i takich, które płaczą nad losem moim i moich braciszków i siostrzyczek, bezbronnych i niewinnych. Te kobiety płaczące zwykle nic nie robią, aby ten nasz – nienarodzonych dzieci – tragiczny los zmienić. Grzeszą zaniedbaniem, gorszą się, a mogłyby jeszcze pomóc – okazać trochę ciepła, wesprzeć. Moja mama potrzebuje miłości!

Jezu, Ty upomniałeś i pouczyłeś płaczące niewiasty, aby płakały raczej nad sobą, swoimi dziećmi i nad grzechami. A więc płaczące niewiasty na wasz ratunek, na wasz protest, na waszą miłość czekają nienarodzone dzieci… Któryś cierpiał za nas rany…

STACJA IX
 PAN JEZUS UPADA POD KRZYŻEM PO RAZ TRZECI
Mój krzyż rośnie do ogromnych rozmiarów, powiększa go świadomość zbliżającej się okrutnej śmierci. Ta myśl powoduje, że już prawie umieram. Przeżywam śmiertelne załamanie…
Jezu, tylko Ty jeden wiesz, co dzieje się w mym sercu. Ty jeden rozumiesz moje położenie. Ty Boże, dałeś ludziom wolną wolę, a oni wykorzystują ją, nadużywają najświętszego daru Bożego do czynienia zła… Któryś cierpiał za nas rany…

STACJA X
 PAN JEZUS Z SZAT OBNAŻONY
Jestem w pełni rozwoju, wszystko we mnie krzyczy, bo naprawdę chcę żyć! Mamo, gdybyś wiedziała jak bardzo tego pragnę, gdybyś chciała mnie zobaczyć, gdybyś, choć trochę mnie kochała… Umiałabyś poczekać jeszcze i mogłabyś przeżywać niepojętą radość mojego narodzenia. Mamo! Tato! Dlaczego nie chcecie przeżyć moich narodzin?
Jezu, na Ciebie obnażonego patrzyli oprawcy. Dla nas malutkich nawet lekarze mogą stać się mordercami, bo matkom i ojcom zabrakło odwagi… Któryś cierpiał za nas rany…

STACJA XI
PAN JEZUS PRZYBITY DO KRZYŻA
Nadeszła moja ostatnia godzina. Moja mama przyszła do lekarza by mnie zabił. On wziął ostre narzędzie, którym mnie rani wiele razy. Od pierwszego zranienia jeszcze się nie umiera, tylko strasznie się cierpi. Ja się nie skarżę, choć to bardzo boli! Mamo, czy widzisz moją krew? Nie, ty nie chcesz patrzeć na krew. Ostre narzędzie dosięga mnie głęboko rozdziera moje malutkie ciało…
Jezu, w tej męce tylko Ty mnie rozumiesz. Przeżyłeś przybijanie tępymi gwoździami twoich rąk i nóg do krzyża na Golgocie. Dodaj mi siły w moim jakże okrutnym, agonalnym cierpieniu… Któryś cierpiał za nas rany…

STACJA XII
PAN JEZUS UMIERA NA KRZYŻU
Żegnaj moja mamusiu, twoje łono stało się krzyżem, na którym ja umieram. Mimo, że mnie zabijasz, jesteś jednak moją matką. Matką, która nie kocha, która odrzuciła najcenniejszy dar Boży – życie…
Pod krzyżem Chrystusa też stała Matka. Ona kochała, współcierpiała, bo przez krzyż dokonywało się zbawienie świata. Moje cierpienie i śmierć mogą ciebie potępić. Lecz ja się modlę za tych, którzy mnie zabili: "Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią"(Łk 23, 34)… Któryś cierpiał za nas rany…

STACJA XIII
PAN JEZUS ZDJĘTY Z KRZYŻA
Jezu, Ciebie po zdjęciu z krzyża położono na kolanach Matki. Ona, patrząc na Ciebie, na Twoje rany konała w swoim sercu i współzbawiała świat. Moja mama nie chce na mnie patrzeć! Moje ciało porozrywane na kawałki wrzucono do kubła. Matka odczuła ulgę, bo pozbyła się już ciężaru, choć zostało jej brzemię wyrzutów sumienia.
Matko Boża i moja Matko, proszę Cię, weź moje ciało w swoje Niepokalane Ręce. Poskładaj je na Zmartwychwstanie… Któryś cierpiał za nas rany…

STACJA XIV
PAN JEZUS ZŁOŻONY DO GROBU
Matka i najwierniejsi przyjaciele złożyli ciało Twoje Panie Jezu do grobu. Dla mnie grobem jest kubeł na śmieci i odpady. Jest to nasz wspólny grób, bo we mnie zamordowano Ciebie Jezu. Wszak Ty powiedziałeś: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 45)
 Jezu, Tyś trzeciego dnia wstał z martwych, jak to zapowiedziałeś: "Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Oni Go zabiją, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie" (Mt 17, 22-23) Zwycięzco śmierci, w Tobie mam nadzieję…mocną i niezawodną… ZMARTWYCHWSTANIE… Któryś cierpiał za nas rany…


ZAKOŃCZENIE
W dzisiejszym świecie podważana jest tożsamość rodziny, a także pozycja, jaką zajmuje ona w świecie. Ideologiczna agresja, która występuje przeciw rodzinie niszczy jej istotę, a także wartości moralne i duchowe utrudniając jej wypełnienie swoich zadań. Tym samym dąży się do deformacji sumień oraz zatarcia granicy pomiędzy dobrem a złem. Cywilizacja śmierci w coraz większym stopniu opanowuje świat i zagraża człowiekowi. (por. J. Kłys Arena bitwy o życie)
Rodzina jest wspólnotą życia i miłości. Dar życia, który człowiek otrzymał od Stwórcy powinien być postrzegany w ludzkiej świadomości jako wielka wartość i przyjmowany z wielką odpowiedzialnością. Każdy człowiek powinien życia strzec, bronić i kochać je. (K. Majdański bp, Cywilizacja życia)
Bronić życia i umacniać je, czcić je i kochać – oto zadanie, które Bóg powierzył każdemu człowiekowi, powołując go – jako swój żywy obraz – do udziału w Jego panowaniu nad światem… (EV 42)
Żadna okoliczność, żaden cel, żadne prawo na świecie nigdy nie będą mogły uczynić godziwym aktu, który sam w sobie jest niegodziwy, ponieważ sprzeciwia się Prawu Bożemu zapisanemu w sercu każdego człowieka, poznawalnemu przez sam rozum i głoszonemu przez Kościół. (EV 62)

czwartek, 6 stycznia 2011

Klient vs Sprzedawca

Poczytałam trochę w necie historyjek z życia Klient vs Sprzedawca. Jako, że mam już doświadczenie na stanowisku kasjera to podzielę się moimi przeżyciami :) Procowałam w empiku. Kasy są na samym środku, po jednej stronie jest punkt informacyjny i kasa biletowa, po drugiej stronie dział multimedia.

A przy kasie...

- Ile to kosztuje?
Gdy nie było kolejki sprawdzałam cenę towaru na kasie, ale gdy sznurek ludzi wił się na pół sklepu odsyłałam klientów: "Proszę sprawdzić tam na czytniku." Bo w empiku są czytniki jak w każdym markecie... Ale nie każdy to wie, więc grzecznie odsyłamy.

- Czy jest może książka... [tu następuje otwieranie torebki, przekopywanie wszystkich przegródek i wyciąganie malutkiej, pogniecionej i zabazgranej karteczki... tylko po to, żeby usłyszeć...]
- Informacja jest TAM. - Jednak jeden klient nie dawał za wygraną:
- Ale ma pani komputer przed sobą, nie sprawdzi mi pani?
- To jest kasa, proszę pana, a nie komputer...

Pewna pani, koło 50-tki, kładzie na ladzie kilka pozycji. Kasuję po kolei. Klientka wskazując nieskasowany jeszcze atlas pyta:
- Czy ten atlas jest samochodowy? Bo tu nigdzie nie pisze...
Zerknęłam na okładkę i czytam "atlas drogowy" i przytakuję. Na co klientka z niedowierzaniem przygląda się dalej. czyta opis z tyłu: "mapa aktualnych fotoradarów, czarnych punktów i wiaduktów do 4 metrów"
- Ale dlaczego tu nie pisze, że to jest samochodowy? Skąd ja mam wiedzieć czy on się nadaje do samochodu?
Za mną stała koleżanka z punktu info i mówi klientce, że "drogowy" to synonim słowa "samochodowy" i spokojnie może zabrać atlas do samochodu. Klientka najwyraźniej nie dosłyszała, bo pyta:
- Co to jest?!
a gdy grzecznie wyjaśniłam:
- Synonim, wyraz bliskoznaczny - odparła z oburzeniem
- Ja wiem co to jest synonim!
Ale atlasu nie kupiła.

Klienci płacący kartą zbliżeniową paypass (do 50zł) dostają promocyjną czekoladkę. Nie każdy wie o promocji, ale zawsze gdy ktoś taką kartą chciał płacić oszczędzałam sobie czas a klientowi wpisywanie PINu. Sięgałam pod ladę, wręczałam czekoladkę mówiąc: "Czekolada za użycie karty paypass." Pewien klient, następny z kolejki miał do zapłaty prawie 200zł. Podając mi kartę chwali się, że też ma taką kartę zbliżeniową i też chce dostać czekoladkę. Mówię, że promocja obowiązuje tylko przy zakupach do 50zł. To klient mówi, że on może płacić za wszystko osobno. Wtedy dostanie więcej czekoladek. Spojrzałam na kartę, a na niej żadnego napisu "paypass". Trudno było przekonać klienta, że to nie jest karta zbliżeniowa tylko zwykła i niestety czekoladki nie będzie. Gdyby nie był taki pazerny może sięgnęłabym pod ladę i dla świętego spokoju, obawiałam się jednak, że będzie tak pazerny jak inny klient...

Kupił 3 kartki świąteczne i grzecznie przy kasie pyta o koperty. Stos kopert mamy pod ladą, po kartkach, ale nikt nie mówił czy możemy je rozdawać... Koperty nie są w stałym asortymencie sklepu, więc ogólnie ich nie sprzedajemy, ale 3 kartki... kopert jest z 200... Dałam mu 3 koperty. Parę dni później ten sam klient podszedł do kasy do koleżanki z dość dużym plikiem kartek świątecznych. Koleżanka nabiła wszystkie na kasę i słyszę tylko jak kasjerka mówi: "Nie mamy kopert."
Klient: - Jak to nie macie? Przecież kupiłem tu ostatnio koperty!
- Dobrze, ale teraz nie mamy kopert.
- To ostatnio były, a teraz nie ma? Ja potrzebuję koperty do tych kartek!
Już wiedziałam co to za klient... Trudno nie zapamiętać kogoś kto z białych kopert chce "te bardziej białe"... Odwróciłam się od swojego klienta i na drugi koniec kas grzecznie mówię kopertowemu klientowi:
- Rozumie pan, że nie mamy? Skończyły się. Mamy koperty tylko po kartkach i nie są na sprzedaż. W tej chwili się skończyły. - I zajęłam się moim klientem. Słyszałam tylko oburzony głos: "To ja nie biorę tych kartek jak nie ma do nich kopert."

Podchodzi do kasy dziecko, około 13 letnie. Podaje książkę i płytę. Na obu artykułach były naklejone duże ceny, że z daleka widać, że oba artykuły kosztują po 29,90zł. Mówię:
- Razem 59,80zł. - I widzę konsternację i pomięte 50zł  ręce...
- To tylko tą książkę poproszę...

Było kilku klientów, którzy po usłyszeniu ile mają zapłacić stwierdzali, że nie mają tyle pieniędzy, albo nie mają w ogóle portfela. Byli i tacy, którzy dziwili się, że "aż tyle" muszą zapłacić, gdy na każdym artykule cena była widoczna.

Pewna młoda dziewczyna przy wpisywaniu PINu nagle przestraszonym głosem mówi, że pomyliła cyfrę i pyta co ma nacisnąć. Gdy ja mówiłam "Żółty" dziewczyna trzymała palec na czerwonym guziku, którym anulowała transakcję. Dla mnie to nie był problem, powtórzyć komendy, ona jednak bardzo się tym przejęła i przepraszała patrząc jak Kot ze Shreka.

Gdy pewnego dnia zaczynałam pracę i liczyłam dopiero pieniądze, do koleżanki obok podeszła pani ochroniarz z dziewczyną około 15 letnią i pyta kasjerkę czy ta dziewczyna kupowała u niej płytę, bo nie ma paragonu, a bramka przy drzwiach piszczy. I słowo kasjerki jest w tym momencie decydujące. Jednak gdy przez sklep przewija się masa ludzi (jak to przed świętami) to nie sposób zapamiętać każdego klienta. Więc koleżanka mówi, że nie kojarzy tej dziewczyny. Dziewczyna jest gotowa zapłacić jeszcze raz za płytę, widać, że jej zależy. Podchodzi jakaś znajoma/ koleżanka/ siostra... tej dziewczyny i mówi, że ona była przy tych zakupach i płyta jest kupiona a nie skradziona. Jednak jej zdanie nie jest wiarygodne. Kasjerka zaczęła szukać na kopi paragonów w kasie, czy ma nabitą tę płytę, ale nie mogła się doszukać. Nagle podchodzi koleżanka, która stoi przy kasie tylko, gdy są większe kolejki i pyta, co się stało. Okazało się, że to u niej dziewczyny kupiły płytę. Drodzy Klienci, po to dajemy am paragony, żebyście je zabrali, a jeśli nie są Wam potrzebne to wyrzućcie je do pierwszego kosza PO WYJŚCIU ze sklepu.
Paragon jest też podstawą wszelkich reklamacji i zwrotów.

Podchodzi do mnie pewna pani z dwiema książkami i paragonem i nieśmiało mówi:
- Mój syn z kolegą chcieli zrobić prezent sowim kolegom na 18tkę, ale to co kupili to totalny niewypał, czy a się to zwrócić?
Okazało się, że kupili książki o tematyce erotycznej. Jako, że jeden z klientów nie zabrał ze sobą paragonu to pani mogła zwrócić tylko jedną książkę.

Był taki dzień, kiedy to każdy klient, który nie płacił kartą wyciągał 50zł lub 100zł.

Ludziom podobało się, gdy pytałam czy mają grosik, 4 grosze lub 9 groszy. Moim obowiązkiem było wydać każdego grosza, a gdy ktoś dosypał mi żółciutkich monet miałam czym wydawać kolejnym klientom.

Przepraszam Panią, której nie wydałam 30zł reszty. To naprawdę nie było celowe. Do dziś mi głupio. Dobrze, że Pani wróciła i upomniała się o swoje.

Przepraszam Cię młody niepełnoletni jeszcze człowieku, że nie sprzedałam Ci tej gry, no ale ktoś mądrzejszy od nas obojga po coś tam umieścił te "+18"...

Pozdrawiam pana, który odważył się zapytać, czy to prawda, że w empiku można wypożyczać płyty :)

Pozdrawiam też Pana, który chwilę po odejściu od kasy stwierdził, że zamiast 13zł wydałam mu tylko 3zł. Bo nie ma 10zł w portfelu... Przeprosiłam, wyjęłam z kasy 10zł, dałam Klientowi... Po godzinie Pan przyszedł i pyta:
- Pamięta mnie Pani? Bo ja te 10zł  kieszeni znalazłem, więc jednak mi pani dobrze wydała. Przepraszam, oddaję.

Pozdrawiam Panią Blondynkę, która odstała swoje w kolejce do mnie, abym mogła jej wykrzyczeć, że jestem kasjerką, a informacja jest TAM, i to nie prawda, że na sklepie nie ma pracowników do pomocy, bo tylko zerknęłam jej przez ramię i wskazałam 2 dziewczyny w koszulkach "empik team".

Na koniec pozdrawiam całą ekipę, z którą pracowałam. Dobrze było Was poznać, fajni z Was ludzie. Dziękuję Pani Dyrektor za umożliwienie mi zdobycia takiego doświadczenia. Jakbym mogła się tam jeszcze do czegoś przydać to jestem chętna :)