wtorek, 21 lipca 2015

Jestem... Kim jestem?

Po głośnych akcjach Fundacji Mamy i Taty odnośnie macierzyństwa takie mi się refleksje nasunęły...
Kim jestem?
Kobietą. Widać to na pierwszy rzut oka po mojej budowie ciała, sposobie poruszania się, ubiorze.
Mężatką. Widać po obrączce.
Osobą wierzącą. Widać po pierścionku-różańcu na palcu, a czasem po szkaplerzu na szyi. (W upalne dni łańcuszek jest niewygodny... Zdarza mi się więc ściągać tą Szatę. Ufam też, że Maryja pomaga każdemu niezależnie od tego czy ktoś nosi Jej medalik na szyi czy nie.)
Jestem mamą. Po czym poznać mamę? Jeśli idę z dzieckiem i ono się tak do mnie zwraca to nikt nie ma wątpliwości. Jeśli przed moim biustem jest ciążowy brzuch to też nikt nie ma wątpliwości, że jestem/będę mamą.

Tak mnie wychowano, że moja hierarchia wartości była silna i konkretna.
1. zapoznać chłopaka
2. polubić go
3. zaprzyjaźnić się -> zakochać się
4. chodzić ze sobą -> spotykać się i poznawać jacy jesteśmy
5. zaręczyć się -> planować dalsze całe życie razem i na tym etapie poznawać się w każdych warunkach z wyjątkiem seksu i mieszkania razem na próbę
6. ślub, zakładanie rodziny.

Poznałam takiego chłopaka, który poparł te moje "wymagania". Wszystko po kolei, zgodnie z "planem". No może z małym wyjątkiem mieszkania razem przed ślubem. To jednak nie była chęć sprawdzenia siebie czy po ślubie wytrzymamy ze sobą 24/dobę. Wiedzieliśmy, że wytrzymamy, i że tego chcemy. To była konieczność ze względów ekonomicznych. I może nie wszyscy mi uwierzą, ale nasz pierwszy raz był po ślubie.
Jesteśmy otwarci na dzieci. Nie dlatego, że potrzebujemy kogoś, kto będzie zarabiał na naszą emeryturę, ale dlatego, że dla nas dziecko to owoc naszej miłości. Mamy synka. Córcia jest w drodze.
Ludzie nam zazdroszczą.
Nie twierdzę, że wszyscy.
Ominęło nas wiele problemów jak np. błędne koło antykoncepcji, aborcji, in vitro. Nasze dzieci są chciane i kochane od momentu kiedy postanowiliśmy być parą i założyć rodzinę.

Moja przyjaciółka ma zupełnie inną hierarchię wartości jeśli chodzi o zakładanie rodziny. Otóż ona wcale nie chce zakładać rodziny. Poznała wielu chłopaków, wiele randek ma za sobą i z każdą kolejną dochodziła do wniosku, że chce być sama. Nie chce mieć męża, bo by ją ograniczał. Nie chce mieć dzieci, bo nie znosi płaczu noworodków, uciapranych* buziek brzdąców, które się uczą jeść łyżeczką itd.
Jest szczęśliwa w gronie swoich przyjaciół, od których zawsze się może odciąć wracając do domu. Ona dzieci mieć nie będzie. Żadna kampania jej nie namówi. I zapewniam, że habitu zakonnego też nie założy. Jest przykładem stanu wolnego.

Kampania Fundacji Mamy i Taty zwróciła uwagę na te kobiety, których kariera i pragnienia przeszkodziły w zostaniu mamą. "Być mamą" to dla każdej kobiety może oznaczać coś innego.
Każda mama jest inna. Żyje w innej rodzinie, środowisku, warunkach, wśród innych ludzi. Co dla jednej jest szczęściem, dla drugiej będzie utrapieniem.
Uważam, że zamiast od razu krytykować kampanię fundacji - trzeba, by młode kobiety zastanowiły się czego tak na prawdę w życiu chcą.

Kobieto, zastanów się kim jesteś, kim chcesz być, jaka chcesz być. Jak do tego dojść. Czy to na pewno słuszne. Czy nie ma czegoś lepszego. Co jeśli się nie uda - będziesz rozpaczać czy szukać innych rozwiązań. Kobieto, znaj swoją wartość! Dąż do celu (nie po trupach) ale i pozwól sobie przyznać się do błędów i porażek, bo to odskocznia do lepszego jutra.

Jako mama dodam na koniec, że urodzenie dziecka i opieka nad taką malutką bezbronną i całkowicie zależną od matki istotą to największy cud. Miłość przeplata się nie raz z nienawiścią. Mądrość z bezsilnością. Słabość z gigantyczną siłą. Rozpacz z radością. Bilans końcowy plusów i minusów macierzyństwa to dziecięcy uśmiech, który wyraża więcej radości i wdzięczności niż tysiące słów uznania, pochwał, nagród...