czwartek, 3 października 2013

WOLNOŚĆ * Jak pies spuszczony ze smyczy

Długo czekałam na taki dzień, jak dzisiejszy. Śledzący bloga wiedzą, że jestem mamą, a mamy wiedza jak to czasem ciężko znaleźć czas tylko dla siebie, na to co się chce zrobić wyłącznie dla własnej przyjemności. Dziecko w żłobku. Mąż w pracy, a ja nie muszę dzisiaj NIC.

Mogę nagle robić wszystko to, czego nie mogłam przez ostatnie kilkanaście miesięcy i mam na to jakieś 8 godzin z doby. Oczywiście pomysłów i potrzeb jest tyle, ze trzy dni by zabrakło, aby nadrobić zaległości. Dlatego w sposób rozsądny zaplanowałam sobie wcześniej plan działania na dziś.

A teraz kilka szczegółów z mojego życia, które chcę uwiecznić, aby nie przepadły:
* Szukałam pracy przez całe wakacje. Przeróżnej. Miałam dwa dni szkolenia w ochronie marketu, ale, że z panami ochroniarzami nie szło się po ludzku dogadać to skończyło się na tym, że na początku sierpnia podałam moje wymiary do uszycia munduru (oferowali mi prace tajniaka) i ten mundur (tajniaka) szyją do dziś. Kolejna rozmowa miała miejsce w hotelu i dotyczyła pracy w sklepie, który otwierał kolejny punkt w naszym mieście. Praca polegałaby na kompleksowej obsłudze całego sklepu, począwszy od wymycia podłóg, na kasowaniu towaru i uśmiechaniu się do klientów. Odpowiadało by mi to, ale panowie nie chcieli u siebie nauczyciela, bo jak się nadarzy okazja wrócić do szkoły to na bank tam pójdę. A jeśli nie pójdę, to zaciążę ponownie i będą dokładać do interesu. W końcu oferują umowę na 2-3 lat po okresie próbnym.
Trafiłam na rozmowę na stanowisko ankietera. Po rozmowie wróciłam do domu z wielkim bananem na buzi, bo Panu się w moim CV podobało absolutnie wszystko! I przesiedziałam długo przed komputerem, aby znaleźć w tej firmie haczyk. Nie chcą mnie tam na ankietera, ale na... przedstawiciela regionalnego! Rozeznałam się w temacie i podjęłam się wyzwania. Jeżeli miałeś wypadek w pracy lub jako kierowca, pasażer lub pieszy, albo jeżeli w wypadku straciłeś kogoś bliskiego z rodziny - daj mi znać, a pomogę Ci ustalić czy należy Ci się odszkodowanie z OC sprawcy wypadku. Jeśli się należy, to powiem Ci, jak je uzyskać. I zrobię to za darmo :) Dużo się dowiedziałam o tym jakie prawa i przywileje ma poszkodowany. Sama teraz roszczę o odszkodowanie dla mnie za wypadek z 2006r. a pod lupę bierzemy wypadki, które miały miejsce po 10. sierpnia 1997r. Chętnie pomogę innym uzyskać należną kasę, za cierpienie, koszty leczenia, szkodę moralną, utracone wynagrodzenia... Jeśli wypadek miał ojciec rodziny, który ją utrzymuje to cierpi przecież całą rodzina, bo wypłata za L4 jest niższa - każdy domownik to odczuje. Ale nie o tym ten post :)
W moich poszukiwaniach pracy był także epizod z pracą biurową, przy telefonie - odbieranie połączeń i "pierwsza pomoc" techniczna przy obsłudze pewnego programu/systemu.modułu... I już się szkoliłam, już miałam podpisać umowę - księgowa szykowała dokumenty. A tu zadzwonił telefon - ks. Proboszcz, potrzebuje katechetkę na zastępstwo. Od zaraz. Ale niespodzianka. Bardzo się ucieszyłam. Szkoda tylko, że ta praca w szkole nie mogła poczekać jeszcze miesiąca, lub, że nie dali wcześniej znać. Było mi przykro i głupio, że narobiłam zamieszania przy tej pracy biurowej. W piątek rozmowa, w poniedziałek o 8:00 zaczynam i w południe rezygnuję, na rzeczy szkoły. Cóż. każdy mnie tam zrozumiał. Trzymam kciuki, aby sobie poradzili.
Jeszcze się pochwalę, że w tym roku szkolnym także przygotowuję dzieci do I Komunii Świętej :)

* Darek. Nasz Skarb bezcenny. Jak wrócił z końcem czerwca ze żłobka, od Wesołych Skrzatów tak już tupta. Wszędzie go pełno, a najchętniej tupta wszędzie tam, gdzie ja jestem. Pije sam, uczy się jeść sam łyżeczką, widelcem. Ostatnie jego umiejętności to samodzielne wychodzenie z łóżeczka, klikanie po klawiaturze i trzaskanie myszką, wchodzenie po schodach, gdy go trzymam za rękę. Przesypia już całe noce (zazwyczaj) i śpi raz za dnia. Zaczyna mówić różnymi językami, których nie sposób powtórzyć, a co dopiero zrozumieć :D Rozumie doskonale co się do niego mówi i co się od niego chce. Teraz przyzwyczaja się do żłobka. Jest to dość trudne dla niego. Wcześniej było łatwiej, bo był mniejszy. Ale nie było nas stać, aby chodził przez całe lato do żłobka bez przerwy. Niestety teraz musi się przyzwyczajać znowu. Tym bardziej, że zmieniliśmy żłobek, na bliższy. Z obu jestem zadowolona. Więc jeśli któraś mama będzie miała dylemat, który żłobek w Tychach wybrać, to powiem, że "Wesołe Skrzaty" bardzo dobrze wspominam. a teraz prowadzę malca do "A kuku" i też tam jest w porządku.

* Zapisuję w zeszycie plany, co jest do zrobienia. Nie chcę być zrzędą, która siedzi, narzeka jak ma ciężko i nic nie robi. Dlatego przez te wakacje - poszukiwania pracy trzeba było jakoś się trzymać w ryzach i takie zapisywanie co mam do zrobienia bardzo mi to ułatwiało. Co, gdzie, jak, kiedy - zapisałam i mogłam sprawdzić, czy czegoś ważnego nie pominęłam. Nawet czasem menu na najbliższe dni robiłam i obok listę zakupów, żeby nie biegać co chwilę do sklepu tylko na jednych zakupach zdobyć wszystko. Mam też listę chceń, czyli wypisane rzeczy, które chcę mieć lub zrobić i sprawy, które chce załatwić... Takie moje małe cele do osiągnięcia. Fajnie się potem zaznacza to, co już jest zrealizowane :) Niespełna miesiące temu taką listę zrobiłam i już trzy rzeczy wykreślone: auto przerobione na gaz, praca dla mnie i dziecko w żłobku :)

Koniec na dziś. Pora na kolejny punkt programu "wolność" :) aby tego czasu nie zmarnować.


Brak komentarzy: