środa, 27 stycznia 2016

Mój drugi poród w Tychach :)

Gdy minął przewidywany termin porodu dostałam skierowanie do Szpitala Wojewódzkiego w Tychach - MEGREZ. Trafiłam na oddział położniczy, aby tam pod okiem położnych doczekać się porodu. Panie położne są super. Każda pomocna, sympatyczna. O lekarzach nie mam co za bardzo pisać. Mój ginekolog, który pracuje w tym szpitalu fantastycznie się mną zajął i miałam wrażenie, że pozostali nie wchodzą mu w drogę. Pani ordynator była przesympatyczna i pomocna.

Trafiłam na oddział w piątkowy wieczór, na poniedziałek miałam zaplanowany test OCT, ale z powodu skurczy, które pojawiły się same mój gin. stwierdził, że nie ma sensu podawać dodatkowo kroplówki bo wszystko jest ok. Pani ordynator na wtorkowym obchodzie zleciła kroplówkę na środę jednak nasza Ala już w nocy zaczęła zbierać manatki i przy bólach krzyżowych wychodzić na świat.
Zaczęło się o 2 w nocy... Skurcze co 3 - 5 minut, trwające około 1 minutę. Chodziłam po korytarzu, na skurczu kucałam, kręciłam biodrami, a gdy ból krzyża był coraz silniejszy to masowałam plecy. Pomógł także ciepły prysznic. Szkoda tylko, że musiałam czekać na niego aż do godziny 5 rano kiedy to pojawia się w rurach ciepłą woda... Około godziny 7 przyjechał Ardis. Darek był już w przedszkolu więc mąż mógł się mną zająć :)

Jako, że porodówka była przez całą noc zajęta to dostałam się tam dopiero o 8:00. Pani położna przypięła sprzęty pomiarowe i zrobiła ze mną wywiad. Dzięki jej doświadczeniu i chęci pomocy o 8:45 Ala była już po drugiej stronie brzuszka :) Pani Ilono - DZIĘKUJĘ :)
Poród uważam za fantastyczny. Spodziewałam się dużo, dużo, dużo większego bólu pamiętając poród synka. Więc jak już mała się wygramoliła - położna zaprowadziła nas do pokoju gdzie była sofa, worek sako i święty spokój. Przy wschodzącym słońcu trzymałam Alicję na piersi, a mąż karmił mnie czekoladą i podawał wodę. Gdy minął odpowiedni czas - zabrali małą na oddział noworodków, a ja mogłam wziąć prysznic i na oddział położniczy jechałam już czysta, odświeżona i uśmiechnięta. Tam położna, która zawoziła mnie o 8 na trakt "przyłapała" mnie o godzinie 11 na szykowaniu bułki z szynką ;)

Niestety nie każda miała tyle szczęścia co ja. Dziewczyny z mojej "sali oczekiwań" przeważnie kończyły poród cesarką. Każdy przypadek jest inny. Kochane, namęczyłyście się, ale ja potem i tak miałam przerąbane, bo chociaż poród był cudowny to miałam problemy z karmieniem. Nie umiałam porządnie przystawić Ali do piersi. Pierwsza kropelka siary pojawiła się w piątek rano dopiero, a rodziłam w środę. Każdy dotyk piersi to był straszny ból. Nie raz wyciskał łzy. Tak przez pierwszy miesiąc moje piersi musiały się zgrać z buzinką Alicji. Jak Ala zgryzła mi sutek aż do krwi to używałam kapturków. Przez kilka dni pomagały, ale potem z nimi było gorzej niż bez nich, więc je odstawiłam i przy każdym karmieniu wbijałam stopy w podłogę i zaciskałam pięści.

Ala już ma skończone dwa miesiące. Nie wiem kiedy to zleciało :)
Na koniec gorąco polecam:
http://www.szkolarodzenia.tychy.pl/

Pierwszy wieczór w domu




W drodze do przedszkola



1 komentarz:

Unknown pisze...

<3 Aż mi się łezka w oku zakręciła :*